
pisze tego posta troche z nudow, a troche pod presja. moja dziewczyna uwaza sie za troche lepsza, bo napisala 2 ostatnie posty, a ja troche zapomnialem o blogu. musze zatem naprostowac sytuacje i przywrocic naturalna kolej rzeczy temu calemu balaganowi.
no wiec jestem na chacie w swieta. mama przykazala aby przyjechac i pomoc jej w ogarnianiu mieszkania. ja jako przykladny syn z drugiego miotu przybylem i zrobilem to, co moja mama uwaza, ze robie najlepiej, a mianowicie mycie lazienki - szorowanie wanny i szlifowanie kompaktu. puscilem sobie brudne amerykanskie bity od dj'a premiera i raczac sie muzyka, z wielka radoscia spedzilem troche swego popoludnia na czyszczeniu tych wszystkich milych urzadzen. nastepnie wieczorem spotkalismy sie z mega ekpia w aquaparku i przez 2 godziny napieralismy na zjezdzalniach, leniwej rzece i plywalismy na odkrytym basenie. nie ukrywam, ze zal mi bylo ratownika, ktory stal bidny w kurtce i rekawiczkach na mrozie i ogladal jak ludzie kapia sie w mega goracej wodzie. na zjezdzalniach bylo zacnie bo wieczorem nie sa oswietlone wiec jadac nimi nie bardzo widac co sie dzieje. jedyne co mozna odczuc, to mega parcie wody na twoje jadra, ktore cierpia chyba najbardziej na zjezdzalni "turbo" (nazwa adekwatna do osiaganej predkosci, bo zapierdala sie na niej z podobna szybkoscia, co ta motorowka, ktora mial Hulk Hogan w takim serialu, taka czarna). zjezdzanie w 6 osob na jednym pontonie tez dawalo rade. pozniej jeszcze po wyjsciu zaliczylismy maly melanz u kornackich. troche wyborowej, salatki z groszkiem i pizzy z sojowym pepperoni dala rade i uroczyscie zakonczyla ten jakze kolorowy dzien. natomiast dzisiaj ja czym predzej opuscilem zerniki, bo mloda musiala pojechac do miasta i wraz z piotrem i pawlem przygotowac wielkanoc. Zaś ja przyjalem na siebie obowiazek poswiecenia jajkow. poszedlem z moim braciakiem kamilem (zwanym przez siebie samego "szefikiem"), julka (zwana przez wszystkich pałką 1000) i olunia (zwana przez kamila Jennifer) i poszlismy do lokalnego kosciola. bylo na pelnym wypasie. ksiendz tlumaczyl dzieciom symbolike wszystkiego co w koszyczku. baranek, jajka, sol. nie wiem tylko czemu w naszym koszyczku byly 2 porcelanowe gęsi - juz mialem wstac i zapytac ksiedza, cóż to za symbolika jest ukryta w gesi ale pozniej rozejrzalem sie naokolo i zauwazylem ze nikt inny gesi nie ma w koszyku. zrezygnowalem z pytania obawiajac sie, ze wprowadze niepozadany zamet. a przeciez swieta teraz i zamet nikomu nie potrzebny. ja juz nie moge sie doczekac jak jutro opiernicze mega kielbe, jajko i tonowe ilosci sosu tatarskiego. bo na wielkanoc jest najlepsze jedzenie. jesli mam porownac to z bozym narodzeniem, to powiem ze boze narodzenie ssie a wielkanoc rzadzi. long live jesus - niech zmartchwychwstaje kazdego roku.
a tak oprocz tego to trauma bo pogoda jest najgorsza. juz by przyszla ta wiosna konkretna bo mamy z hilde dosyc tego siedzenia w domu i zamulania. czekamy na lepsza pogode, wtedy my tak jak jezus zmartwychwstaniemy i bedziemy zdobywac swiat. poki co siedzimy przed kompami na zernikach i pracujemy. ja nad zlomem, a mloda nad SPA (mloda ma chyba bardziej zyciowe rzeczy do robienia). ale to sie zmieni bo chyba nadejszedl czas na bycie bardziej przedsiebiorczym i zaczac zarabiac gruby hajs ale o tym troche pozniej...