poniedziałek, 14 stycznia 2008

dupa!


hm... no to tak.... zajechalam w koncu do tego krakowa po niesamowitych przygodach w ukochanym wroclawiu i musze przyznac, ze bardzo sie ciesze, bo pobyt w domu nie nalezal do tych super przyjemnych tym razem, ale mysle, ze clio nie jest warte ani swojej ceny ani tym bardziej tego zeby tu o nim wspominac, bo to jest blog dla fajnych super ludzi i wydarzen. zdecydowanie nie ma tu miejsca na clio, nicht nicht nicht....

O! jedno co to tylko napisze, ze moja nowa rakieta sprawdzila sie jako auto imprezowe. Staralismy sie bowiem odpedzic od niej wszystkie zle moce, demony i klatwy poprzez wypicie w niej sporej ilosci napoju z procentami. Chyba jednak musielismy cos zjebac z zakleciami, bo nastepnego dnia popsulo sie radio, za to nic sie samo nie naprawilo. W kazdym razie impreza nalezy do udanych i juz. Troche sie narabalismy. Milo zobaczyc Buczka Zuczka szczegolnie, bo ostatnio daleko od siebie mieszkamy i jakos tak bylo zupelnie nie po drodze ;)

No wiec wtedy kiedy ja odpedzalam od siebie zle moce, moj mezczyzna zarabial pieniadze na dom, gdyz to teraz on zapewnia nam pokarm z racji tego, ze ja uznalam, ze praca w papierze jest jednak nie dla mnie i sie zwolnilam. Jestem za bardzo funky i musze robic w zyciu cos bardziej szalonego a nie jakies tam prace w burze. Teraz na przyklad moim crazy zajeciem na najblizszy miesiac jest nauka, bo sesja sie zbliza i mnie straszy po nocach. Ekscytujace, prawda?

Jak juz wrocilam do tego krakowa, to oczywiscie najbardziej mialam ochote na swiety spokoj, ale nie udalo sie bo przyjechal godzinke po mnie kalinowsky adam. adam wpadl na randke, ale tego wydarzenia wydaje mnie sie tez nie warto komentowac. Mysle, ze moge ta randke porownac do clio, z ta roznica, ze randka nieco mniej kosztowna.



No tak jak kalinowski w piatek zajechal, tak jeszcze dzis nie odjechal. Nie trudno zgadnac co robimy od piatkowego wieczora... Ciezka moja glowa...

O! sobota nalezy szczegolnie do wartych skomentowania: poszlismy na impreze do qushi, fajnego klubiku gdzie panowie zapodawali taka muzyke, ze nie bardzo chcialo mi sie schodzic z parkietu. Szalelysmy do rana (gdyby to bylo lato to napislabym, ze bialego, ale ze jest zima, to nie moge, bo jednak bylo dalej ciemno jak wychodzilismy)


Chyba przyszedl czas na nauke... wiec ide otworzyc moje madre ksiazki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz