A palnę sobie posta w to piękne, wolne, słoneczne popoludnie. A co...
Hilde Pancernick ogarnęła się w końcu z sesją. Przeszczęśliwa jest. Wszystko do przodu, mogę sobie odpocząć na legalu. Jak już Gunther wspomniał, luzować mam się gdzie, zawinęliśmy się bowiem z Żernik na Sudecką i mamy tu niezłą Dżamajkę. Leże se na wyrze, gicz wyciągnięta i nie wiem, czy na chwilę obecną potrzeba mi czegoś więcej.
Piwki też się wprowadziły. Jeszcze się nie kłócimy. Piwko nie zostawia podniesionej deski, Anna nie jest z tych co zostawiają włosy w wannie więc dobrze się zapowiada. Beret zwany Beret bez ogona kot, też jest ok, kupę wali tylko na spodnie Gunthera, chyba mu Gunther podpadł.
Na dziś plan: najebać się niebieskim, reńskim wiem z Jolandą, tyle. Bez książek, bez notatek i kseroksów.
W międzyczasie zagraliśmy w Ping Ponga, wniosek: Hilde musi potrenować. A lot.
Poza tym być rano być w stanie rześkim zwartym i gotowym do poszukiwania nowej tyrki. Plan jak zwykle niewykonalny. Moja specjalność.
Żeby było jeszcze piękniej to dosłodzę takim kawałkiem przaśnym:
Burial&Four Tet Moth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz