piątek, 30 lipca 2010

W kinie czas szybko minie jak na winie

Podczas gdy Gunther stara się zjednać sobie czarne serca szwedów, Pancernik rozbija się po salach kinowych. Troszeczkę. We Wrocławiu era więc korzystać trzeba póki jest, bo później nie będzie. Miło popatrzeć jak pięknie moje miasto ożyło przy okazji tej okazji. Wszyscy się radują i dokazują.

Poza tym nie mam za bardzo co pisać, bo nic spektakularnego się nie podziało. Życie na Januszu toczy się powoli. Anna de Dog buduje stadiony, Piwek de Smurf Maruda ściga się w korpo o upragniony tytuł pracownika miesiąca, a Michał de Restaurator siedzi na rybach, Hilde de Pancernik de Koordynator koordynuje i ogarnia marząc o wakacjach. Wszystko po staremu. Tylko Bereka nie ma.

Ja chcę psa!!!!

A to takie takie z ery, zamiast klipów....

Takie widziałam dziś, dlatego zachciało mi się psa bardziej niż na co dzień:


A to film o tureckim żulu idiocie. Kozak. Smutny, ale dobry. Bardzo działał na zmysły. Przez pół filmu śmierdziało mi wszystko żulem i jak wróciłam do domu też mi śmierdziało.

środa, 28 lipca 2010

panckoke med sild pa

opowiesci goteborskich ciag dalszy. moj blog wlasnie uswiadomil mi, ze do miasta w ktorym sie obecnie znajduje w tym samym czsie przyjechal demon z gosia i ewa z pawlakiem... oczywiscie nikt z nas nie wiedzial, ze bedziemy w tym samym szwedzkim zakamarku i sie nie spotkalismy...

ja tymczasem przeplatam przyjemne z pozytecznym. moze zaczne od pozytecznego. pracuje sobie na najwiekszym luzie jaki sobie mozna wyobrazic i zarabiam szwedzkie koronki. pomagam mamie filipa w przeprowadzce i wraz z filipem oczyszczamy dom z wyposazenia. etyka pracy naszej pracy pozostawia wiele do zyczenia, bo o ile ja dostaje za ta prace pieniadze, to filip zostal niejako przymuszony do tego zeby pomagac mamie i najladniej to ujmujac ma wyjebane. troche mu sie nie dziwie, bo takiej mamy jaka ma filip to szczerze powiedziawszy nie zazdroszcze (choc tego sie chyba tak nie mowi otwarcie o mamach naszych dobrych znajomych. no coz - moj blog, to bede sobie pisal co chce). no wiec przychodzimy do 'roboty' na 9.00 wypijamy 2 kawy, pozniej szybki przeglad klipow na vh1 i powazne rozmowy na wysokim poziomie o tym, ze katy perry to kawal zdziry. nastepnie zbieramy sie do ciezkiej tyrki. ale nie mozna sie za bardzo rozpedzic, bo o 12 jest lunch, wiec punkt 12 ja, filip i jego braciak jestesmy przy stole i juz cos sobie szponcimy do jedzenia. po lunchu kolejne 2 kawy a la szwedzka lura z ekspresu po ktorej sikasz czesciej niz po browarze, maly odpoczynek dla dobrego trawienia i twardego stolca i juz polowa dnia mija! tak wiec komuna w pelni szaleje po polnocnej stronie baltyku. kawa tylko troche lepsza. troche prac ogrodowych, troche ladujemy sprzety do busa i wywozimy na nowa chate. a najgorsze jest pakowanie porcelany. mama filipa jest troche z sieradza i zbiera zastawy porcelanowe a la ludwik 14 (choc nie wiem czy jakakolwiek inna cyfra przy ludwiku robi jakas roznice w tym temacie. w kazdym razie chodzi o droga porcelane z jakimis zlotymi obramowkami i inny tego rodzaju palacowo-podobny syf). problem w tym ze jego mama ma takich zastaw ponad dyche i zazyczyla sobie zeby ja pakowac w folie bombelkowa sztuka po sztuce bo sie boi strat w transporcie. aaaa. bez komentarza. pozniej o przyjemnym.

poniedziałek, 26 lipca 2010

piosenki z pod renki

wprawdzie moja dziewczyna jest krolowa wrzucania klipow z jutuba na bloga ale mi sie tez nalezy a do tego mam tylko chwile czasu wiec wrzuce te numery co mi chodza po glowie ostatnimi czasy i nie chcialbym o nich zapomniec:

1. najpierw idzie slugabed bo jest takim zawodnikiem, ze zjadam wszystko co wypusci



2. pozniej idzie benga bo mi piwek pokazal, a jak piwek pokaze to znaczy ze dobre



3. pozniej idzie talking heads, bo uslyszalem na mikstejpie od kodziro i jak boga kocham uwielbiam ten zespol. mozna skopiowac prawie wszystkie zespoly ale ich sie nie da. slyszal ktos kiedys - ej, to brzmi jak talking heads?



4. big boi bo jesli rap bedzie szedl w ta strone co ten numer, to jestem skory sie w niego znowu zanuzyc



5. skoro jestem w szwecji, to nalezy sie tez szwedzki kawalek - ten jest spoko. it's bangin'



o. i tyle. zero tresci, same klipy.

niedziela, 25 lipca 2010

smaken som pa bakken

po ostatniej pancerniczej relacji przyszedl czas na gunthera, co sie znowuz gdzies rozbija po swiecie i kombinuje co by tu ze soba zrobic. a mija juz prawie tydzien od momentu mojej emigracji, kiedy to w poszukiwaniu wrazen i pieniedzy pojechalem sobie do szwecji.

wylecialem w poniedzialek do goteborga, bo tam mieszka filip, moj najlepszy zagraniczny ziomek. filip dalej jest spoko. wprowadzilem sie do niego na chate, w ktorej mieszka razem ze swoja dziewczyna o wdziecznym imieniu Chanelle. Chanelle jest mila dziewczyna. Studiuje teologie (?!!?!?!???!) i wakacyjnie pracuje w domu starcow. Brzmi troche jak osoba, z ktora moglbym nie znalezc wspolnego jezyka ale jest calkiem w porzadku, nie wprowadza zbyt wiele zamieszania w domu a do tego pozwala mi uzywac swojego szamponu, bo ja balwan zapomnialem zabrac to cos do szwecji.

Mieszkamy na drugim pietrze na przyjaznym szwedzkim osiedlu, z widokiem z kuchni na cale centrum. na podworku ze wszad wystaja masywne skaly, bo oni nie maja normalnej ziemi tylko jakies jebane polodowcowe kamienie wiec jak sobie szwed chce zrobic wiekszy ogrodek za domem, to musi zatrudnic chlopcow od materialow wybuchowych i wtedy mu wysadza tyle ogrodka w skale ile mu potrzeba. jezeli chodzi o ciekawostki geograficzno-rozrywkowe to przeraza mnie jeszcze ilosc mew, ktore budza mnie kazdego poranka. nigdy w zycie spodziewalbym po sobie tego, ze stwierdze iz jest cos gorszego od golebi ale chyba mewy chyba je przebijaja.

co jeszcze z goteborga? pogoda jest spoko. po serii 10 dni upalow po 35C w polsce, przyjazd do kraju gdzie non stop jest jakies 22 i przyjazna chlodna bryza z nad morza na prawde uspokaja. miasto jak to szwecja wyglada poprawnie. slowem poprawnie chcialem ujac fakt, ze tu kazdy element architektury, ludzkich zachowan, zycia codziennego jest dosc wywazony, usystematyzowany i przez to byle jaki. w architekturze nie widac przegiec i jakichs artystycznych odpalow, wszyscy wygladaja tak samo spoko, ale nie widac zadnych subkultur, jak na scianach widnieje grafitti - to tylko w dozwolonych miejscach, jak po drodze trzeba jechac 50 - to kazdy sie tego trzyma, jak jemy sniadanie to skromne i dosc zdrowe - zeby sie czlowiek nie rozleniwial. wszyscy sa do siebie grzeczni i sie usmiechaja, a jak sie ze soba witaja dobrzy znajomi to tylko przytulanki wchodza w gre, bo inne przywitanie zakrawe o erotyke.

teoretycznie wiec wszystko spoko - ale cos czuje ze na dluzsza mete polak z jego finezyjnym, kombinatorsko-partyzanckim usposobieniem moglby zaczac sie tu wkurwiac. ja sie troche wkurwiam... w pewnym sensie radio eska lecace na pelna pare z glosnikow jakiegos matola w srodku miasta, odglosy czyjegos charania na ulicy, nie kasowanie biletow w tramwaju i jedzenie lunchu nie koniecznie punkt 12.00 jakos daje mi zewnetrzne znaki ze nie do konca jeszcze jestesmy maszynami, a szwedom juz chyba bardzo niewiele brakuje.

ale zeby nie bylo, to oczywiscie bardzo mi sie tu podoba. popoludniami duzo chodzimy po okolicy. browar nad zatoka zawsze jest zajebisty. do tego w miescie jest jakis wielki turniej pilkarski do lat 18 i jest kupe ludzi, co sie szwedaja. z racji tego ze jest drogo, a ja niekoniecznie przyjechalem wydawac tu pieniadze, to nie zazywam poteznej ilosci rozrywek. duzo chodzenia tak czy inaczej jest w porzadku. a do tego jak tu moze nie byc w porzadku jesli kebab - kulinarna milosc mojego zycia, za ktory dalbym sobie wybic bark ze stawu jest dlugosci mojego przedramienia i jest tak zajebisty ze moglbym go jesc w nieskonczonosc!

do pozniej.

wtorek, 20 lipca 2010

Pancernik w delegacji

Nie ma takiego opierdzielania..... Nie ma wakacji. A szkoda. Wysłali Pancernika z nowej pracy w delegacje. Wpierw do stolicy a potem do Katowicy, też stolicy, tylko Śląska. Ten post pisany jest właśnie stamtąd. Jestem sobie proszę ja was w szafranowym zajeździe i czekam na pstrąga. Refleksje na temat delegacji są takie:
1) Polskie drogi są niesamowite i to się nigdy nie zmieni. Przejechałam do tej pory jakieś 600km, a czuję się jakbym trzasnęła co najmniej milion. Nie wyglądam też wyjściowo, a szkoda bo zrobili mi chyba kilka zdjęć. Nie zdążyłam się uśmiechnąć, a pewnie każą mi za nie zapłacić. Zastanawiam się ile powinnam odjąć od wypłaty w związku z tym.
2) Nie wiem kto to powiedział, że Warszawa wypiękniała, ale ten ktoś chyba nie wyjeżdżał poza rogatki Swarzędza.
3) Jestem uzależniona od kawy. Stało się.
4) Nie potrafię prowadzić samochodu bez muzyki. W babci srebrnej strzale nie działa opcja CD. Podczas podróży między miastami, gdy sygnał niknie, pojawia się duży problem. Radio maryja i rmf fm mają niewiele wspólnego z muzyką. Cierpię!!!!!! Nienawidzę Bryana Adamsa.

Gutek pojechał do Szwecji, zmienił branżę. Teraz robi w ogrodnictwie. Jak mu się zechce to potrafi wyciąć sekatorem pancernika na żywopłocie.

Dobra pstrąg idzie. Nie ma pisania.

Posłuchajcie sobie za karę, fajnej piosenki mojego faworyta tygodnia. Muzyka drogi:



A jakby puszczali takie wałki to byłabym zadowolona: