czwartek, 7 kwietnia 2011

35 zł na chleb



Wiosna dziś znowu. Czwartek znowu. Piękny dzień.

Postanowienia na kwiecień:

1.nie pić przez więcej niż wynosi połowa dni w tygodniu.

2.zabrać się za zasraną pracę mgr!!!!

Nie wiem, które z powyższych jest trudniejsze do zrealizowania...

3.Zacząć naukę portugalskiego.

4.ograniczyć ilość kłopotów, bo rozmnażają się jak króliki, a mi się nie chce wcale smucić, bo to nie czas na smutki.

Uwielbiam wiosnę. Chciałabym teleportować się tam, gdzie wiosna jest zawsze. Ewentualnie jeszcze lato.

Ostatni weekend był cudowny. Przedostatni też. I przed przedostatni i... dobrze, że już czwartek.

czwartek, 24 marca 2011

Pancernik na melanżu

Pancernik ..... od blisko 4 tyg korzysta z uroków stanu nietrzeźwości i nie ma nic do dodania. Jest super! Nie ma czasu na pisanie.

A Kuba Walczak jest od dziś moim idolem. Za 1 z 10. Yeah! Mój ulubiony teleturniej. Oczywiście Jaka to melodia jest poza wszelką konkurencją.
Mam samych sławnych kolegów (jeden rozbił się samochodem o Renomę i pisały o nim gazety, a drugi jest twórcą mojej ulubionej reklamy wielkoforatowej pt WYDRUKUJEMY CI TANIO I DOBRZE).

Kuba wystąpił z nr 1 :)


http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,9192855,Kierowca_hondy__ktora_wjechala_w_Renome__byl_trzezwy.html

sobota, 12 lutego 2011

ble

No nic się nie dzieje na tym blogu. Oczywiście moja wina. Ostatnio nie ma czasu na pisanie. Sesja jest. I przeprowadzka jest. W kilku słowach: notatki, egzaminy przeplatane farbami, płytkami, blatami, szafkami i LG. Nasze ulubione miejsca wypadowe poza Wrocław: Lerła Merlen i Ikea. I tak od listopada. Dziś ostatnia noc na Januszowickiej 16, jutro już pewnie będziemy spać.... 100 metrów dalej, po prawej, w naszej nowej, małej, fajnej, pancerniczo-kunowej dziupli. Jak się ogarniemy z tym budowlanym wariactwem na pewno coś się zacznie w końcu dziać na tym zdychającym blogu.

A to tak przy okazji, bo się natknęłam i żebym nie zapomniała, a może komuś się spodoba:

Zaraz będzie pojazd od Guntera, że ja to tylko klipy wrzucam i nic.

“Clown” by Richard Balducci
Aj się rozczuliłam... psychologiczny piesio. Równie psychologiczny jak czarny łabędź. Szczególnie KOŃcówa. łał.


A tu jest krótsza wersja soft z muzyką od wild nothing.



Koń, pieso, łabędź i kuna i pancernik... w jednym, jakże zwierzęcym wpisie.

wtorek, 7 grudnia 2010

chyba twoja stara

i sie znowu zaczal tydzien. admirał mateusz dalej uzera sie z koreanczykami i jeszcze inna szajką marudnych ludzi. poniedziałek jest trudnym dniem dlatego też cieszę się, że już wtorek. siedze w domu i trawie pysznego kotleta schabowego, którego usmażyłem własnym sumptem na pysznym polskim oleju. do tego tłuste polskie puree ziemniaczane. a sałatka? fuck sałatka. kiedy gunther je obiad warzywa odchodzą na drugi plan (no chyba, że kartofle - lubie słowo kartofle tak by the way. zaznaczają moją wschodnio-polskośc, z której pochodzę i się nie wypieram). na chacie za to unosi się ciężki zapach palonego, niewywietrzonego tłuszczu. coś jakby z chaty mojej babci.

weekend był spoko i w sumie jest co wspominac. zaczęło się w piątek. piątek był wolny od pracy. miałem wolne, bo poszedłem pracowac dla kogo innego w innej roli.w roli naukowca! raz na jakiś czas moja miła koleżanka gosia zaprasza mnie do siebie do fundacji pozwala poprowadzic za sianko serię wykładów. trudno w to uwierzyc ale nazywają się "zajęcia z ciekawymi ludźmi" i to ja mam byc tym ciekawym....

wykłady prowadzone są dla ludzi, których tam nazywają seniorami, a ja ze swym ignoranckim podejściem do zycia bardziej przysposobiłem sobie słowo "dziady".
w tej konkretnie sytuacji i przy tych konkretnych dziadach mogę sobie pozwolic na delikatne zdrobnienie i nazwac ich dziadki, gdyż ci są wyjątkowo fajni i burzą moją tezę, że polscy seniorzy to banda frustratów i zgryźliwców...
moje dziadki są aktywni i ambitni. uczą się języków obcych i odbywają lekcje na pracowniach komputerowych. ja za to przychodzę do nich na serie wykładów o Wrocławiu. Znają mnie i lubią bo jestem śmieszny i zawsze opowiem im coś fajnego. Tym razem miałem 3h zajęcia o dzielnicy 4 świątyń. Wykład, a raczej prezentację multimedialną przygotowałem w noc poprzedzającą wykład i ledwo co zdążyłem nie przesypiając ani minuty. W każdym razie wszystko się udało, pare dziadków mi przysypiało ale nauczony "doświadczeniem" wiem, że oni muszą się regenerowac czesciej i to nie jest spanie z nudów, tylko z błogiego stanu ducha i robią to tak wdzięcznie, że nie sposób się na nich obrażac. W każdym razie na koniec dostałem brawa i poczułem się lepszym człowiekiem...

na wykładzie piątek się dla mnie skończył, bo po nieprzespanej nocy nie miałem siły na nic. pojechaliśmy do magdy mamy w odwiedziny i tradycyjnie zasnąłem przy telewizorze. ale sobotnia noc była już mocna. kamil miał urodziny. już dawno nas na jaracza nie było, więc przyjechaliśmy z ochotą się najebac w dużym gronie. była wódkai i sałatki z majonezem na zagrychę. był adam, który był tak głupi, że już dawno go takiego nie widziałem. goła dupa adama wpisała się na stałe w kanon naszych imprez towarzyskich.

ale na urodzinach nasze towarzyskie życie w ten weekend się nie skończyło. bo urodzin kontynuacja nadeszła w niedzielne popołudnie, kiedy pare skacowanych niedobitków z kamilem i olą, guntherem i hilde i adamem na czele spotkała się w magnolii w burger kingu. a cel był słuszny. zacytuję adama, który zorganizował ten event:

"Nie wiem czy wiecie ale potrójny whopper w Burger Kingu juz dawno przestal byc spoko. Od niedawna na ustach wszystkich jest wersja popiątna!!!

W zwiazku z tym, iz niedziela to dzien z Kalinoskim, zapraszam wszyskich na niebianska uczte w towarzystwie 5 kotletow i duzej bulki!!!"

tak tak. prawdziwi cwaniacy jedzą 5 kotletów!! było ekstra. w pewnym momencie bułka się rozpadła i zostały same kotlety. dobra zamuła. w momencie kiedy w kanapce masz 95% mięsa i 5% reszty bywa lekko monotonnie. ale event zakończył się wielkim powodzeniem. wszyscy dali radę. kamil mówił, że następnego dnia zrobił największą kupę życia. wiemy już w każdym razie, że 5 kotletów da rade wcisnąc ale zgodnie stwierdziłem z adamem, że 7 może byc problematyczny, więc jest to wyzwanie na przyszłośc. A jako, że ilośc dokładanych kotletów w burger kingu jest nieskończona, to zabawa może nie miec konca. a ja i adam jesteśmy na tyle głupi, że spokojnie będziemy odwiedzac ten przybytek jeszcze pare razy.

ja za to szykuje nowy event niedziely, scisle związany z dniem świętym. wyjazd do świebodzina na największego jezusa tego świata. chętni niech się ze mną kontaktują.

sobota, 4 grudnia 2010

czemu steve wonder nie umie czytac?

sobota. dobry dzien zeby dojebac posta. czynie to. slucham ciary z justinem timberlakiem, bo sobota to dzien puszczania roznych dziwnych numerów ze swiata mainsteramu. najlepiej wychodzi jak siedzimy w piatke na chacie i kazdy wychodzi z numerami ze swojego dziecinstwa albo jakiś swiezy wałek zasłyszany w "jaka to melodia?". wbrew pozorom wybór piosenek nie jest taki łatwy. selekcja kawałków musi byc wyjątkowa i nie wystarczy aby kawałek był obciachowy czy też smieszny. nie powinien również być hitem oczywistym (wiec mr president odpada w przedbiegach). mysle ze jezeli chodzi o zeszłą sobotę to wygrał ace of base i don't turn around, tak dla przykładu. no w każdym razie cenie sobie te soboty na januszowickiej w otoczeniu hilde piwka ani i kodziro.

p.s.
uwielbiam "jaka to melodia". kocham tą chujowo skonstruowaną scenę i drętwą widownię. Chłopaki w koszulkach w spodniach co nie potrafią klaskac, a bujają się jakby co najmniej byli w chórkach u georga clintona. laskom też nic nie brakuje. brokat we włosach i taniec a la polska podstawówka w międzyrzecu podlaskim, kiedy do niej chodziłem. kocham te szalone światła, niczym benefisy heleny vondrackovej w czeskiej telewizji w latach 90. uwielbiam drętwe żarty i psedudo luzacki styl Janowskiego - pedała, męską wersję Mało Foremniak. Ubóstwiam uczestników i ich pasję do słuchania muzyki, której nienawidzę. no i jeszcze te zespoły.... są lapsy w garniturach ze mszy niedzielnej (oni chyba najpierw idą zagrać piosenki do studia, a potem prosto do kościoła). teraz zresztą formuła programu się trochę zmieniła, bo oprócz zespołów grających piosenki, zapraszana jest natasza urbańska (którą się jaram bo jest ładna, a ładnymi ludźmi się trzeba jarać zgodnie z niemieckim przysłowiem, że są na świecie 3 rzeczy, które przemijają: echo, tęcza i uroda kobiet). oprócz niej zawsze występują tancerze (zgodnie z modą, że cała polska tańczy). układy tancerzy są tak chujowe, że nie daliby im wystąpić o 23.20 w lokalnej telewizji w mieścinie na alasce. no i oczywiście kuferek od solidarności - król nagród polskiej telewizji publicznej. sam marzę o takim. jak ktoś nie wie, co mi dać w prezencie na jakąkolwiek okazję, to kuferek solidarności jak najbardziej mnie rozraduje. nawet nie wiem co tam jest. może w tym cała jego magia. coś jak niespodziewana kartka na walentynki w podstawówce, której sie nie spodziewałeś. Pewnie była od jakiejś słabej, zakompleksionej dziewczyny ale w sumie tego nie wiesz i gdzieś tam w środku troche się jarasz. dobra jest 17.58. nie napisałem nic o tym co sie działo ostatnio. tak lubię. za 5 minut zaczyna się "jaka to melodia" więc sie odłączam. wrócę później. dziś kamila biba urodzinowa, sto lat.

niedziela, 28 listopada 2010

Mój mały fetysz

Nic mnie tak nie śmieszy jak głupie ruchy kończyn górnych. Wczoraj na kacu słuchaliśmy hitów z jutjuba, a jednym z nich był właśnie Walk like an egyptian. Doprowadził mnie do spazmów śmiechu ten oto fantastyczny klip:



Ponieważ sobota jest już tradycyjnie kacowa, zwykle jest głupia. Wczoraj nie było inaczej. Całą czwórka (Pancernik, Gunther i Piwki)wstaliśmy o 14:00 zjedliśmy śniadanie o 15:00, a przez resztę dnia leżeliśmy do góry brzuchami pod kocami oglądając "jaka to melodiaaaaaa?". Potem zglodnieliśmy i pojechaliśmy na kebaba. Gutek miał kebaba obiecanego na urodziny.

100 lat mojemu chłopakowi Gutherowi i miliona dobrych kebabów z wołu życzę!

Pięknie było.

Rozwiązaliśmy też zagadkę: czy da się zrobić siku w trakcie erekcji? Doszliśmy, że się da.

O piątku nie wspominam, bo wstyd. A chciałam tylko pójść do kina.

Kamil, sam jesteś nic się nie dzieje.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Uwaga na rotawirusy

Jak skutecznie sprawić by komuś odechciało się żyć w krótkim czasie? Odpowiedź jest prosta: podzielić się z tym kimś rotawirusem.

Nie lubię dziada. Zepsuł mi rotawirus długi weekend. Ostatnie dni ładnej rowerowej pogody spędziłam w kiblu, a potem w łóżku. A miałam inne plany. Szlag z fakiem!!!

Biedny Pancernik.

Nic dodać nic ująć.

Strzeżcie się rotawirusów, bo są wredne.

Wyglądają tak o: