piątek, 19 września 2008

kto nie na parkiecie ten gwalciciel

No dobra. Koniec tego dobrego. Koniec opierdalania i bycia biernym w sieci. Czas na wielki powrot w wielkim stylu, czas na regularne upgrade’owanie bloga i dosyc tego próżniaczego lenistwa. Nie było mnie tu dlugo bo proszę ja ciebie troche zamulam w pracy. No i walsnie praca praca to teraz mój pierwszy i jedyny temat do rozmow. Troche frustrujące. Musze się zajac troche bliżej sprawa pani Rutowicz bo z tego co wiem to niezla z niej swinia i każdy o niej mowi. Może kiedys wjade jej na chate i zlapie ja w siatke. Bo ci co nie wiedza to teraz dla odmiany pracuje w swiecie siatek i sprzedaje siatki. Ale to nie byle jakie kurna siatki. Bo to siatki bezwęzłowe, co oznacza ze pania Rutowicz a nawet taka pania Hanke Bielicka ( ta od kapeluszy) spokojnie można w nia zapakowac i na pewno się nie zerwie. Po prostu dobry produkt. Duma mojego szefa, który jest niezłym kozakiem. Jara 2 paczki fajek dziennie a ja jestem jego nadwornym komandosem. Jezdze w delegacje, kontroluje obiekty sportowe i w ogole. No dobra nie będę pisal tylko o swojej pracy bo mloda tez się nie obija i podbija kelnerski swiat w naszym malym wrocławskim restauracyjnym swiatku. Nie narzeka na to, pracuje z jakimis omklymi laskami, i dostaje napiwki od bananowcow, którzy maja duzo ciapy. Z tego co wiem to jest tak mila ze nawet nie sika do zupy. Nie sikanie do zupy jest teraz w cenie, proszę mi wierzyc na slowo. No wiec tyle o pracy. Co dalej?? Duzo planow. Nie wyprowadziliśmy się z domu wiec oszczędzamy srut na wyjazdy zagraniczne bo jeszcze nam malo. Pierwszy projekt to Budapeszt w październiku, kiedy to otrzymamy swoje pensje. Na Węgrzech mieszka mój wesoły znajomy o wdziecznym nazwisku Annus i mam zamiar go koniecznie nawiedzic. Oprocz tego to koniecznie koncerty. Może roots albo jakis Streets albo może Pete Philly w Berlinie. Nie wiadomo. Poki co na dworze trauma, nie ma wyjsc w plener. Trzon ekipy tzn. Adam, Piwosz i Ania na wyjazdach, wiec się letko zawieszamy w przestrzeni , czekajac na nadchodzące atrakcje. nastepne dwa posty tchna troche wakacyjnej bryzy, która ucieka z prędkością protonow albo chebronow albo wibratorow ( nie wiem jak to się nazywa, to cos co wpuścili pod ziemie w szwajcarskim laboratorium , żeby zbadac jak zbudowana jest materia, czyli urzeczywistnienie odwiecznej ludzkiej pasji do zbadania najgłębiej jak się da ludzkiego stolca, tak w ogole to ten sprzet się dzis zepsul , wiec nie wiem jak będzie z ta kupa) z naszego codziennego zycia. napomkne wiec troche o wakacjach i wrzuce wreszcie swoje portrety bo jest co podziwiac. Dobra opowieści o wakacjach nadchodza, to było takie preludium , jak to się mowi w jezyku operowym , takie Almette. Ten kto nie zna tego okreslenia, oznacza to ze nie zna zasad Survivalu. tyle narazie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz