tego bloga wyeksportowalem z gunther-und-hilde.blogspot.com i jest dość skrupulatnym opisem 4 dobrych lat mojego zycia, z reszta nie tylko mojego bo współbohaterem jest jeszcze jedna pani. to blog o dobrym związku, którego już nie ma, zajebistych znajomych, wrocławiu, podróżach, zajawach, muzyce i wielu pierdołach, które nawiedzały umysł dwójki młodych, zajebistych ludzi. miałem go już nie udostępniać ale kupe w nim dobrych wspomnień i dużego sentymentu. chyba nie warto się od tego odcinać.
By following a few easy steps you will simply know how to make a fish out of YOUR girlfriend. Let's start
Step no. 1 YOU GET YOUR GIRLFRIEND
Step no. 2 YOU TAKE A POŚCIEL (form kora or just from puch)
Step no.3 YOU MAKE A FISH OUT OF YOUR GIRLFRIEND
Remember! Hard training and plenty of patience will help you master Making a Fish out of YOUR Girlfriend. Don't be dissapointed if you fail in making a fish out of your girlfriend for the first time. Within a few weeks it will become easier than smeering butter on a slice of fresh bread. Good luck.
Next episode will instruct you how to make a big bad hedgehog out of your boyfriend. Stay tuned.
Już wiem po czym poznac koniec zimy. Można ją poznać po zapachu mojej czapki, która nieprana cały sezon wali tak, że nie powinienem już jej więcej zakładać. Przy okazji dowiedziałem się od mojej dziewczyny, że czapkę można prać częściej niż raz na sezon zimowy. Z drugiej strony przechadzając się po ulicach w pachnącej, wykrochmalonej czapce skąd niby miałbym wiedzieć że zima już prawie za pasem?
Koniec zimy mogę też poznać po zaszczanym wejściu do mojej pracy. Znaczyć to ma, że w nocy już na tyle ciepło, że można bez stresu szlajać się długimi godzinami i lać mi na dzrzwi. Yyy!
Koniec zimy poznać też można po mniej skwaszonych mordach naszego narodu. Choć dalej jestem zdania, że skwaszona morda jest naszą narodową przypadłością, to w okresie przedwiosennym mniej jej troche na wrocławskich brukach.
Koniec zimy wyczuwam też w rozmowach podsłuchanych ukradkiem na mieście. A w tychże rozmowach usłyszałem już dwukrotnie w tym tygodniu magiczne słowo: GRILL. Yeah! Dobre czasy nadchodzą. Gunther też już tupie nogami na myśl o smażeniu kiełbasy i browarze na ogrodzie, co już tylko czeka, aż ktoś zacznie go używać. Do tego należy wydobyć frisbee zza łóżka, paletki do ping ponga i można być gotowym na sezon 2010.
W tamtym tygodniu, dzieki uprzejmości mojego wujka Fafu, który jest mistrzem załatwiania biletów, udało nam się pójśc na frik festival, który to odbył się w Wytwórni Filmów Fabularnych. Na koncercie w WFF byliśmy po raz pierwszy i chyba wyszliśmy zadowoleni. Sam WFF jest zajebistą miejscówą na koncery. Sala wystarczająco duża, żeby wcisnąć ze 2000 ludzi, scena obszerna, soundsytem na naprawdę dobrym poziomie. Jedyne co, to troche wali jak w sali gimnastycznej w podstawówce. You know what i mean? To ten zapach, w którym jak się chwilę postoi, to wchodzi w strukturę molekularną ubrań i nie da się go już więcej wywietrzyć, trzeba prać. No w każdym razie może tez zapach czyni to miejsce jeszcze bardziej urokliwym. Później przychodzi się do baru i któś z dobrym zmysłem powonienia mówi: ale dziś specyficznie pachniesz. Jak wytwórnia filmów fabularnych!
Tyle o zapachach. Co do koncertów to było naprawdę nieźle. No może nie Dick4Dick, bo zagrali w chuj przeciętnie. Ale dalej było już tylko lepiej. Na scenie mieliśmy okazję oglądać fiński zespół Elakelaiset. Zespół słynie z tego, że jest dość ekscentryczny i lubi robić performance a la remiza. Po pierwsze, wszyscy wyglądają jak bawarscy emeryci - wasaci, ubrani w beżowe (choć nie jestem do końca pewien czy tak się nazywa ten kolor) ciuszki, z wysoko naciągniętymi skarpetami. Każdy z nich na stoliku ustawił sobie po 3 browary, a pod stołem luksusową (chociaż weszli na scenę już nawaleni). Było ich pięciu i grali covery znanych kawałków amerykańskich w wersji weselnej, śpiewając po FIŃSKU. W ogóle caky czas gadali do siebie po fińsku i zaśmiewali się w niebogłosy. Chociaż nikt z publiki nie kminił o czym oni kurna gadają to i tak było bardzo śmiesznie, bo Fiński to kawał wesołego języka. Nie sposób tego opisać, trzeba zobaczyć ale jedno jest pewne – ja chce żeby ten zespół grał na moim weselu, bo nigdy nie widziałem tak dobrej i wesołej chałtury. Youtube will show you. Cranberries - Zombie w wersji HUMPPA HUMPPA!
Wiem, że ostatnio mój udział w blogu ogranicza się do wrzucania klipów. Trudno, tym razem nie będzie inaczej. Lady Gaga z puszkami coli we włosach (lub innym razem z telefonem z włosów) razem z Beyonce prawią morały.
Ostatnio zapomniałem wrzucić na bloga informacje o tym, że moja dziewczyna po wielu zmaganiach i licznych aplikacjach dostała się do dośc niebezpiecznej sekty. Choć sekta działa w realiach web 2.0. jest nie mniej drapieżna i zgubna jak te w „realu” (co za pedał wymyślil określenie „real” ?!!). Sekta zwie się DURSZLAK i jest kolektywem pokątnych kucharzy polskich i zagranicznych, tworzących platformę wymiany informacji o przepisach na najlepszy i najbardziej wykwintny pasztet z żołędzia i tuszonke z kukurydzy, sok z łubinu i faworki z kory jesionu. Hilde, zapalona kuchara i aktywna uczestniczka internetowych kulinarnych wydarzeń koneicznie chciala się tam dostać. Nie było to takie łatwe. Najpierw wysłała zgłoszenie. Później na pewno zebrała się komisja aby rozpatrzyć wniosek. Później 3 tygodnie oczekiwań i... w końcu została przyjęta do szajki. Teraz blog gotujący jest na pełnym wypasie, a każde ugotowane danie jest skrupulatnie fotografowane przez piwkowy aparat. Ale będąc w sekcie, należy również przestrzegać kilku koronnych zasad. Po pierwsze nie ma kopiowania przepisów, gdyż grozi to nałożeniem klątwy na bloga. Ostatnio hilde zrobiła kozacką zupę z pora i ziemniaków. Mowie jej, żeby wrzuciła ten przepis na bloga, a ona do mnie: - No co ty. Przecież ten przepis wrzuciła już Liska na White Plate!
Dla nierozgarniętych Liska to taka laska co chyba ma srogo bogatego typa, a ona chyba z chaty nie wychodzi i nic innego nie robi tylko gotuje i wrzuca te rzeczy co ugotowała na bloga „White Plate”. Blog white plate (nota bene kozacki) ma popularność większą od „Gościa Niedzielnego”, a Liska jest boginią wszystkich gospodyń-amatorek.
No w każdym razie teraz nasz blog kulinarny przeszedł przemeblowanie i już nie wszystko na nim dozwolone. Ja sam już boje się tego jak ja wrzucę przepis na takie wywrotowe danie jak UTOPENEC, co go przyrządziłem i marynuje go w lodówce. Dla tych bez filmu – Utopenec to najlepsza rzecz jaką wymyślili czesi w całej swej ciekawej historii dziejów. A mianowicie porwali się na czyn, o którym nikt inny nawet by nie pomyślał – zamarynowali parówkę w zalewie octowej! Ze wszystkich osób jakie znam utopenca lubią 3 osoby – mój stary, mój brat i Adam. No i ja jeszcze. Za to Adam to je tylko dlatego, że utopenec jest pojebany. Ale po wstępnych statystykach wynika, że Utopenca lubią Czesi i moja rodzina. Dziwne.
Szybkie spostrzeżenie. Kobiety biorące udział w jakichś głosnych aferach w mediach zawsze są brzydkie i mają idiotyczne nazwiska – patrz DANUTA KRZYWDA lub ALICJA TYSIĄC.
Szybkie spostrzeżenie 2. Jest 18 gdy to piszę i dalej jest jasno za oknem. Jaram się.
Szybkie spostrzeżenie 3. Nie nadaje się do prowadzenia fury. Najpierw prawie zalałem samochód mojej dziewczynie w piątek, kiedy to byłem na Psim Polu (nie pytać po co tam byłem) i jechałem przez most nad Widawą. Widawa wtedy wylała, a ja musiałem przejechać po 100 metrowym odcinku zalanej przez rzekę drogi. Belive me,zobiłem amfibie z VW Polo ale było blisko, żebym stał się Titaniciem. Następnego dnia za to odbierałem starych ze stadionu olimpijskiego, wpadłem w poślizg i uderzyłem całym bokiem w słupek. Jak się okazuje słupek psuje auto tak samo jak inny samochód albo nosorożec. Ide bo już nie mam pomysłu.
Tak, jestem w pracy. Tak, zdaje sobie sprawe z tego ze ktos mi placi za to ze w czasie pracy pisze posta na mojego prywatnego bloga. Czy jest mi z tym zle? Troche tak. Czy zaniecham pisania tego posta i oddam się obowiazkom, które do mnie na prawde należą. Chyba nie. Why? Because im a web 2.0. slut. A do tego zawsze ochota na posta prychodzi w momentach, kiedy raczej nie wypada. Posty chetnie pisałbym w toalecie ale moja dziewczyna mi nie pozwala, a do niej należy komputer więc muszę zamknac jape i nie dyskutować. To tyle jeżeli chodzi o wstęp.
Cieszy pogoda za oknem. Mieliśmy parę na prawde ładnych dni. Było parę chwil, żeby się wyluzować. Hilde-pancernik teraz bardziej wesoła bo sesja się jej skonczyla, toteż z większym optymizmem patrzy na świat. Może już ze spokojem i bez wyrzutu chodzić na 5h godzin aerobiku dziennie. Piwko też skonczył i chyba też jakiś lepszy jest. Chociaż u niego to róznie bywa. W sumie to czasem mu się nie dziwię. Ktokolwiek to czyta niech sobie pomyśli jakby się poczuł gdyby swojego laptopa ustawił pod kołami samochodu kolegi, który nagle zaczyna cofać...? A tego samego dnia jechaliśmy jeszcze do mojego brata na poniedziałkową mini najebkę. Piwko prowadził. Mieliśmy z 8 skrzyżowań ze światłami. Dosłownie przed każdym z nich światło zmieniało nam się na czerwone i musieliśmy czekać. Istna czerwona fala! Zdziwiony tym zdarzeniem głośno mówię:
Czemu wszystkie światła przed nami zmieniają nam się na czerwone? Wtedy Piwko ze spokojem i pełnym przekonaniem odpowiada. - No bo ja prowadzę.
W normalnych okolicznościach nie uznałbym tego stwierdzenia za zgodne z prawdą ale tegoż dnia jakoś przybrało realny wymiar...
Anyway i tak wszyscy lubią Piwka. Przynosi dużo muzyki do domu, na przykład taką:
i w ogóle jakoś zawsze coś się dzieje, choc czasem się gubi w dość codziennych i trywialnych sprawach. Ale może nie bede się rozpisywał o Piwku bo on to czyta i się wkurwi. No może jeszcze jedno dopiszę. Znacie kogoś kto potrafi na sucho zjeść całą paczkę papryki słodkiej w proszku?? Tak, torbę. Tak, suchej papryki.
Tak jak już wspominałem Hilde i Piwko skonczyli sesje. Chwala im za to bo byli nieznośni. Siedzieli dniami i nocami i zastawiali caly stol kuchenny jakimis notatkami tak, że herbaty się nie dało postawić. Opatuleni w koce wygladali jak beduini-naukowcy. Trwało to dlugi miesiać. Nawet na bibe się ich nie dało wyciągnąć. Teraz za to śniegi stopniały. Na blogach, w lokalnej prasie i w tramwajach głośno o psich kupach wyłaniających się spod śniegu.... ale o tym piszą lamusy więc się pod tym nie dokładam.
Moge zas napisać ze jestem busy doin business. Niebawem odpinam się ze swojej pracy i zaczynam 2 edycję podboju wrocławskiego świata aktywnej turystyki. Powiększyło mi się grono ludzi, z którymi współpracuję. Właśnie złożyłem wniosek do urzędu o dofinansowanie działalności gospodarczej, mamy w chuj pomysłów na klawe wycieczki i generalnie nie najgorsze rokowania. Rozwijać się na ten temat będę później bo jeszcze za wcześnie ale belive me nie będzie kichy. Zatem od 01.05 mam nadzieje bede prezesem jednoosobowej firmy. Zawsze chciałem być prezesem więc nie moge się doczekać i tupie nogami. Tupie tez nogami bo we Wrocławiu można pochodzic na imprezy od czasu do czasu. Jest ośrodek i są dobre biby. W najbliższą sobotę Mosca i zapowiada się petarda.
Kurs PTTK trwa. Jestem załamany ale trwam w tym bo jestem męczennikiem, niczym Jezus. A propos Jezusa to odwiedzaliśmy muzeum archidiecezjalne i było dużo średniowiecznych statuetek maryjki z dzieciątkiem. Statuetki jak to w średniowieczu ustawiane były w tak zwanym kontrapoście, czyli krtetyńskim ułożeniu ciała, który niby to miał wyrównywać balans postaci. Mało tego, te figurki mają twarze idiotów, więc tym bardziej ciekawe jest oglądanie Maryji zawsze dziewicy z wodogłowiem. Dla tych co nie pamietaja o co chodzi to proszę,oto słynna Madonna z krużlowej:
Jezus tez daje rade, nie ma co.
Na koniec chciałbym wyraźić swoje oburzenie debilnym filmem jaki miałem okazję oglądać, gdy mi się w domu nudziło. Chodzi o Babylon AD. God damn! Wszyscy co mnie znają wiedzą, że jaram się gównianymi filmami ale tego było za wiele. Mam w dupie almodovara, lyncha, kusturice (no może jego nie) i innych cwanych reżyserów. Ja wole tych wszystkich super koleźków co robią filmy typu trans-formers, rambo 4, resident evil the extinction. Moja dziewczyna się ze mnie śmieje i żałuje, że ze mną nie można oglądać mądrych filmów ale mało mnie to interesuje. Ja lubie takie filmy o których gadają ochroniarze jak stoją przed klubem z koleżkami. Ale wracając do Babylon AD, to kurwa powiem wam, że nie warto. Kocham wybuchy, uwielbiam kiedy jeden koleżka, który bezbronny stoi w otoczeniu 20 wrogów, którym nogi się uginają od ilości karabinów wszystkich kładzie i skręca im karki. Ale jak zobaczyłem jak Vin Diesel na skuterze śnieżnym ucieka przed jakimś mega ultra szybkim myśliwcem i chowa się przed torpedami, to nie dałem rady. Ta scena skonczyla się tym, że myśliwiec wystrzelił samonaprowadzającą się rakiete na Vina, a on wyskoczył ze skarpy, zrobił salto, torpeda przeleciała pod nim, a on jak już dokręcał tym swoim skuterem to jebane salto dał radę puścić kierownice, wyciągnąć z kabury PISTOLET i jednym strzałem zestrzelić myśliwiec!!!!!!!!!!!!!!!!! SALTEM, NA SKUTERZE, Z PISTOLETU, MYŚLIWIEC!!! Vin, to była kutasówa taka, jakiej dawno nie widziałem i zawiodłem się na tobie. A wracając do myśliwca, to nie to, że on zastrzelił pilota. On strzelil w samolot, a ten wybuchł tak jak cysterna z benzyną!!! Ja pierdolę. Ide bo pisząc to się zdenerwowałem.