czwartek, 23 września 2010

Rodzaj żeński - panieński


Gunther chce mnie usunąć z bloga jak i ja kiedyś jego chciałam usunąć za niepisanie więc muszę streścić to, co się działo przez ostatnich kilka chwil. No, a ponieważ długo nie pisałam, to trochę się zdążyło nadziać. Wydarzenia opiszę w porządku chronologicznym, bo porządek musi być, jak to mawia mój dziadek. Z krwi i kości Polak, ale umysł ma pruski. Pedancik.
Nasz blog był mniej więcej ogarnięty do połowy sierpnia przez Gunthera i może od tego momentu streszczę nasze wesołe przygody, bo wcześniej nie wiem co było. Zagubiłam się nieco. Albo mnie nie było.
Żeby nikt nie pomyślał, że przed ślubem Blondyny i Szefika bawili się tylko chłopcy …. Panieński też miał miejsce! Jezuuuuu ……. mój pierwszy babski wyjazd ever!!!!! Ha! Przeżyłam! I co najważniejsze było przeprzaśnie. Było wszystko, co zwykle przydaje się do szczęścia, czyli:
-pyszne jedzenie (poza ciastem, bo o ile dobrze pamiętam chyba mi nie wyszło, choć włożyłam w nie całe moje wielkie pancernicze serce)
-pyszny alkohol – pyszny jak zawsze, choć może nawet bardziej, bo bardziej niż zwykle finezyjnie podany. Na co dzień… albo lepiej napiszę: na tydzień, zwykliśmy pić trunki w postaci czystej. Na panieńskim piło się natomiast kulturalnie (przynajmniej na początku) poncz arbuzowy. Ohoho… Ale wypas… sama sobie zazdroszczę, że tam byłam.
-doborowe towarzystwo – dziewczynki śmiały się i dokazywały, wszystkie w szampańskich humorach (bo szampana też się piło). Żeby było fajnie wszystkie poprzebierałyśmy się za kury domowe: (fartuchy, ścierki, wałki kuchenne, tłuczki do mięsa i takie tam) po to, by Ola mogła wczuć się w klimat bycia żonką. Zrobiłyśmy jej nawet test na żonę i wyszło, że się prawie nadaje. Nie przeszła tylko zadania z otwieraniem puszki piwa okiem, ale to nic. Nauczy się jeszcze.


Klimat był cudny. Piękna pogoda, niebieskie niebo, ciepło, jezioro. Sielanka jak się patrzy. Znaleźli się nawet z czasem koledzy, co pomogli nam w momencie kryzysowym, gdy wódka się kończyła. Nie można było do tego dopuścić więc użyczyli nam swych trzeźwych rąk i nóg do kopsnięcia się na stację. Niech Bóg im to wynagrodzi.
W tej chwili spojrzałam redaktorskim okiem na kilka linijek wyżej i zmroziło mnie. Hilde wymienia co było fajnego na imprezie i na pierwszym miejscu umieszcza jedzenie, potem alkohol, a na końcu towarzystwo. Jak bym była towarzystwem to by mi się zrobiło przykro. Nie redaguję i zostawiam naturalny obraz tego, co się w mojej głowie znajduje. Szyszki i piach i jedzenie. Ku przestrodze tym, co za dużo jedzą. To zły nałóg.



Najważniejsze, że wszystkie laski świetnie się bawiły. Mam nadzieję, że Ola Makucz – Kornacka odgrywająca rolę główną w naszym przedstawieniu jest tym całym wyjazdem usatysfakcjonowana.
Było ekstra! bawiłyśmy się jak damy, ale petarda była! Z klasą, nie to co u chłopaków- obora jakaś jak zwykle ;) kulturalnie było.

1 komentarz:

  1. towarzystwo się nie obraziło, jedzenie było przewypas- szczególnie sos sezamowy(torturuję Michała ale nie chce zdradzić jak się go robi) Gorzej z arbuzem- moja przyjaźń z nim nieco sie rozluźniła, tak czy owak było super esktra najlepiej

    OdpowiedzUsuń