Four tet my angel rocks back and forth
tego bloga wyeksportowalem z gunther-und-hilde.blogspot.com i jest dość skrupulatnym opisem 4 dobrych lat mojego zycia, z reszta nie tylko mojego bo współbohaterem jest jeszcze jedna pani. to blog o dobrym związku, którego już nie ma, zajebistych znajomych, wrocławiu, podróżach, zajawach, muzyce i wielu pierdołach, które nawiedzały umysł dwójki młodych, zajebistych ludzi. miałem go już nie udostępniać ale kupe w nim dobrych wspomnień i dużego sentymentu. chyba nie warto się od tego odcinać.
wtorek, 27 maja 2008
niedziela, 25 maja 2008
Bez zębów życie też może być funky
Muszę przyznać, że od ostatniego poniedziałku nieco się stresuję, gdyż zostałam pozbawiona 2 z moich 4 cennych zębów mądrości i obawiam się o wyniki zbliżającej się sesji. Przy okazji po raz kolejny okazało się również, że mam dość niski próg bólu, taka delikatna ze mnie nimfetka, no i cierpiałam przez kilka dni niemiłosiernie. Na szczęście gdy tak sobie umierałam był przy mnie mój najlepszy na świecie chłopak i opiekował się mną najlepiej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ale! nie ma tego złego.... Ile filmów z Gutkiem zobaczyliśmy w tym czasie! Ile razy zagraliśmy w scrable! Ile odcinków mody na sukces! By the way trafiłam na bardzo ważne odcinki.....Ritch Forester dowiedział się, że jest kimś zupełnie innym niż mu się wydawało przez całe życie więc cała opcja mu się posypała, biedny Ritch, ale za to dorwał młodą lalę więc chyba jakoś się chłopak pozbiera, mam nadzieję. Żeby gutek mnie nie zabił, że mu robię obciach... jak ja oglądałam modę na sukces to jego przy tym nie było...robił inne mniej ciekawe rzeczy. On uważa, że moda na sukces to siara.
Siarą natomiast zdecydowanie nie jest premiera Indiany Jonesa, na którą wybraliśmy się z Olą i Kamilem. Kamil napisał już pracę magisterską (w przeciwieństwie do Piwka, który dalej się zmaga, ale kibicujemy) jesteśmy pod jej dużym wrażeniem i urokiem, bo dostąpiliśmy zaszczytu zakukania do środka. Szczególnie podobały nam się ryciny fachowe, szac
Polecamy również imprezy w Kamfo, są super, wczoraj tak samo z resztą jak i tydzień temu opanowaliśmy pół parkietu. Bansowalysmy jak szaleni. Ach! Ja się bawiłam dobrze mimo, że nie piłam ani kropli alkoholu, ale mój chłopak pił i też się dobrze bawił. Wszyscy się dobrze bawili, jeden pan z radości nawet się rozebrał do rosołu i machał na wszystkie strony tym co mu się majtało. Ale drogie panie, nie był to bynajmniej przyjemny widok, niestety. No bo jak już się chłop rozbiera, to można mieć nadzieje, że ma co pokazać, ale ten akurat egzemplarz wymagał zdecydowanie jakiejś siłowni czy coś. Siłownia ma też to do siebie, że nie można za bardzo z nią przesadzać, bo w przeciwnym razie wraz ze wzrostem mięśni kurczy się zarówno ta część męskiego ciała, która zdecydowanie nie powinna oraz kurczy się mózg. Taki przypadek właśnie zabłąkał się chyba przez przypadek wczoraj w Kamforze i mieliśmy okazję obserwować jak koks, duże mięśnie i brak mózgu się zachowują się w jednym ciele (brzydkim ciele). Otóż (otóż to dobre słowo do scrable bo zawiera ó i ż) z poczynionych obserwacji wynika, że słabe to połączenie. Znaleźliśmy się bowiem w centrum przykrych wydarzeń przez ten przypadek no i gutek ma pamiątkę z tej pamiętnej nocy w postaci "bo zupa była za słona" fioletowej lewej powieki. Jest teraz taki trochę emo gej z niego, albo w innej wersji the cure. Ale żeby było jasne! Siła mięśni nigdy nie wygra z siłą umysłu! Dlatego po naszej super interwencji przyjechały juwentusy i rozprawiły się z brzydkim gupim karkiem jego własną bronią i już więc
Alma za to nie będzie już nikogo nękać swoim smrodkiem, gdyż została pięknie przez nas ostrzyżona nożyczkami, których normalni ludzi używają do cięcia papieru (trwało to chyba 7 godzin). Mój pies ma falbanki, a ja po raz kolejny udowodniłam, że mam niekwestionowany talent fryzjerski. Alma dzięki mnie i dzięki mojemu chłopakowi jest teraz najszczęśliwszym i najpiękniejszym psem na całym psim świecie. Ha!
UPDATE:
AAAA! I zapomniałam napomknąć, że nasz najlepszy kolega o prawdziwie polskiej, dorodnej łydce, utalentowany, wielkogłowy Adam Kalinowski został prawdziwym, ukoronowanym królem fitnessu! Wygrał (wraz ze swoją ekipą o fantastycznej nazwie Na Dobre i Na Step) zawody eurobikowe. Chyba okazał się najlepszy z całego Lower Silesia zone. Jesteśmy z niego dumni.
Teraz za to przyszedł nauki czas....
Wieczorem zdjęcia.
Update II:
Film pokazujący drogę króla fitnessu do sławy:
środa, 7 maja 2008
Erasmus a sprawy polskie
Ten post powinien ukazać się troche wczesniej bo rzecz, o której będę prawił wydarzyła się jeszcze przed historiami z poprzedniego wpisu ale w ogole mnie to nie interesuje. Ważne jest to że od dluzszego czasu chodzilem podniecony bo zblizał sie ostatni tydzien kwietnia. tydzien kiedy moi bardzo dobrzy koledzy ze stypendium belgijskiegom, zwanego Orgasmusem (stypendium unii europejskiej dla wybitnie zorganizowanych studentów) postanowili mnie odwiedzic w Polsce. nie widzialem ich juz ponad rok i tym bardziej bylem zajarany ze przez 5 dni bedziemy mogli pobalowac. dodatkowo na 2 dni przed ich przyjazdem dostalem swoja ciezko zapracowana pensje, wiec w ogole wypas. chyba streszcze troche przebieg tego wszystkiego i skupie sie na tym co wazne. dzien 1 - spotkanie w krakowie wieczorowa pora. ja z mloda adamem i patrycja wpadlismy do mieszkania gdzie chlopaki nocowali i zaczelismy z grubej rury. wodka sie lala i chlopaki nic nie marudzili. nastepnie do klubu, powrot poranna pora i w takiej formie dzien sie zakonczyl. dzien 2 - pierwsza strata zostala odnotowana, andrea z wloch mial ciezkiego kaca a w polaczeniu z choroba nie nadawal sie do niczego. chlopaki zebrali sie jakos o 14 i zaczelismy dzien. w trakcie bylo troche spaceru mocno wolnym tempem, duzo wypitych kaw i zbieranie sil na nastepny wieczor. ten wieczor andrea spedzil w domu z goraczka, kiedy to reszta ekipy najpierw poszla do knajpy dosc dobrze mi znanej ( a zwala sie "chlopskie jadlo") , a potem do klubów na alkoholowe szalenstwo. z racji tego ze byl poniedzialek i w miescie nie dzialo sie zbyt wiele, postanowilismy zrobic after u naszej kolezanki na chacie. w drodze na miejsce oczywiscie nie obeszlo sie bez mandatu dla mnie za sikanie na drzewo ale oprocz mnie reszta dotarla do chaty spokojnie i bez przygód. znowu wódka i chlopaki calkiem dawali rade. dzien 3 - andrea dalej niezywy, malo tego zaczyna zarażać reszte swa choroba ale w dalszym ciagu niezle sie trzymaja. to ostatni dzien w krakowie, troche sie pobujalismy po miescie a nastepnie wbilismy do fabii i pojechalimy do wro, prosto do mnie na chate, na obiad u mojej mamy beaty. pozniej jeszcze na meczyk do miasta, a po meczyku na melanż w plenerze, wódka z gwinta i czarna porzeczka w roli głównej, zaś nabrzeże odry i iluminowany gmach uniwersytetu w roli tła - czyż to nie wspaniałe?.
Do you have a flag!?!?
Subskrybuj:
Posty (Atom)