piątek, 18 września 2009

are you a gay fish?

no dobra dobra. troche ten tydzien byl przebalowany co nieco. dzialo sie tak bo w jednym czasie nalozylo sie pare spraw, gdzie picie bylo wrecz obowiazkowe.

sprawa pierwsza - mam wolna chate. pancernik - ma luba siedzi z piwkami w portugalii i dobija mnie co dzien smsami jaka to pogoda ladna i jak siedza na plazy wcinając krewetki co je sobie zdobyli od rybaka, kiedy ja wlasnie wtedy dosmażam mortadele na leczo, bo tylko to mi sie w lodowce ostalo. w kazdym razie pomimo braku mojej dziewczynki i reszty kompanii wcale mie nie smutno, bo non toper ktos mnie odwiedza, z czego sie bardzo ciesze. przedwczoraj nawet zostal pobity rekord odwiedzin. na ogladanie meczu barcelony zjawilo sie ponad 20 osob, choc nie wykonalem nawet jednego telefonu by kogos sciagnac!. zatem nudno to na tej sudeckiej raczej nie jest. lecą mikstejpy sammy bananasa i daniela drumza, jest społeczniackie zamiatanie liści, jest gotowanie, jest w sumie nie najgorzej.

sprawa druga - w ubiegłą sobotę miałem rodzinne wesele. wesele mojej kuzynki, ktora jaka jedna z niewielu z mojej obszernej podlasko-lubelskiej rodziny jest naprawde super spoko. pojechalismy wiec na ślub i wesele. wesele bylo calkiem niebezpieczne bo zaczelo sie jakos wczesnie (znaczy o 16) i jak to na weselu trzeba bylo wlać ten obowiązkowy litr wódki w siebie (choc mysle ze moze i zrobilem lepszy wynik). były tańce z rodziną, byly wygłupy olą i kamilem na parkiecie przy ketchup song i macarenie (kurwa jaki ten dj był chujem na rope - na początku myślałem ze to lepiej ze nie ma orkiestry, tylko dj ale to wcale nie był lepszy wybor. ale coż wesela rzadza sie swoimi prawami i trzeba to uszanować, zwłaszcza ze przyszły rok chyba bedzie obfitował w wesela bliskich ludzi i nalezy sie powoli przyzwyczajać. W morde!

sprawa trzecia - niezapowiedziane picie tez sie zdarza. tak jak wczorajsza mini parapetowka u adama w rynku na melinie, na którą przyniosłem sobie jedno młodziezowe piwko, a skonczylem nawalony w bezsennosci z ola, kamilem, dyduchem, kondradem i dominem ocierając sie o spoconą mase ludzi okupujacych ten klub.

zatem zycie na sudeckiej, gdy nie ma mamy i taty w domu to nie łatwa sprawa. trzeba pić, trzeba zarabiać, trzeba żyć

na sam koniec mam jakies z dupy zdjecia z wesela z mojej komorki. to piewsze pokazuje troche ze mam naprawde ładną kuzynke i trzeba być dumnym z ładnej rodziny, a to drugie pokazuje mnie w mojej marynarce, spodniach od adama, butach od taty julki, a krawatem od taty gunthera - takim bylem kurna cepem numer jeden!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz