
Na szczęście dziś już nie ma obowiązku biesiadowania sposobem ciągłym i mogę ciągłość przerwać wyprawą do aqa parku. Może zapobiegnę w ten sposób eksplozji brzucha.
Cóż to za zbawienie ten aua park!!!
Poza jedzeniem w święta była też rodzina, zatem obok makowca, barszczu, grzybowej, karpia, bigosu itp przy stole pojawiła się u mnie babcia, dziadek oraz wujek bez nogi. Jak zwykle pojawiły się też prezenty. W tym roku jednak było lekko innowacyjne, gdyż prezenty dostała tylko starsza część rodziny. Dzieci (do których i ja się zaliczam) cieszyły się radością innych ;) hahaha
Tradycyjnie oczywiście dyskusje przy stole dotyczyły polityki (okazało się, że u mnie wszyscy kochają Palikotka) oraz zdrowego żywienia. Klasyka gatunku.
Pierwszego dnia, przyjechała mamy koleżanka ze swoim przefajnym dalmatyńczykiem Agatem. Miałam zajęcie na cały dzień bo Agat domagał się pieszczot co chwilę. Zawsze myślałam, że dalmatyńczyki są słabe, ale ten był na prawdę wypasiony. Najfajniejszy. Pies w kropki nie może być zły. Pasuje nam do bloga.

O rany, chyba idę odpocząć. Jakimś cudem mój dom jest całkiem pusty w tej chwili i delektuję się ciszą.
Jeszcze napiszę tylko, przechwalając się nieskromnie, że w tym roku wyjątkowo, wszystko, wszystko, wszystko co pojawiło się na stole zostało zrobione przeze mnie i moją mamę. Duma mnie rozpiera. Mogę zatem o sobie powiedzieć, że nadaję się na prawdziwą gospodynię domową. Zawsze dobrze wiedzieć, że nadajesz się do czegoś więcej niż do tarcia chrzanu. Spodziewajcie się więc nowych przepisów na blogu kulinarnym.
Gunther pojechał gdzieś na koniec świata skąd się wywodzi. Podobno je dużo pasztetu. Może sam się pochwali jak wróci.
Wesołych świąt wszystkim. Albo prawie wszystkim, konie nie zasługują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz