
No wyjazd wprawdzie był krótki bo tylko na 2 dni ale calkiem dynamiczny. Byłem dodatkowo podekscytowany bo przeciez jechałem w odwiedziny do mego klawego kumpla Phillipa z miasta, które w na każdym rogu pachnie volvo, ace of base, tytoniem do żucia i największą dumą Szwecji – hot dogami za zeta z IKEI – takie przynajmniej były moje wyobrażenia o Gothenburgu ale jak się okazało ace of base nie bardzo słuchają, Volwów tyle samo co gdzie indziej, a hot dogów za zeta chyba nie jadają (dziwnym jest, że naród nie korzysta ze swych największych przybytków).

No dobra, żeby zakończyć temat szminki, Gothenburg jest kolejnym miastem, który czerpie swe inspiracje architektoniczne od przedmiotów dziwnych. I w wyścigu europejskim chyba wygrywają jeśli chodzi o najbardziej pogiętą inspirację. W Londynie jest już ogórek. W Wawie powstanie żagiel od Libeskinda, we Wro – pudło rezonansowe - well done Europe! Wyścig trwa, ciekawe kiedy zaskocza nas 300 metrowym dziurkaczem ze szkła i marmuru.

Do rzeczy. Gothenburg jest śliczny. Przez 2 dni pogoda była lepsza niż w Bahrajnie i taka też mniej pustynna. Gothenburg słynie z ludzi dumnych ze swojego miasta (Gothenburg od zawsze poddaje się ostatni??) Tam jest fabryka samochodów, pięknie zaprojektowane getto dla imigrantów na obrzeżach miasta ( Fort Europa w pełnym wydaniu), do którego Szwedy raczej nie wpadają, centrum miasta przecinają kanały które zrobili mistrzowie tej dziedziny - Holendrzy.

Skandynawia – jak to ma w zwyczaju zabytkami nie grzeszy bo przecież jako taki rozwój cywilizacyjny większości tych terenów ( z paroma wyjątkami) datowany jest nie później niż 200 lat temu. Natomiast jeśli chodzi o bogate czynszówki i zabudowa śródmieścia to mają pare takich bulwarów, że i Paryż by się nie powstydził. Eklektyzm i secesja pełną parą. Klinkier, zdobione balkony, wielkie i ciężkie bramy wejściowe wala po oczach z każdej strony. Wrażenie robi w chuj wielki park rozrywki w środku miasta oraz przeogromny park, w którym zainstalowano pare basenów dla fok, pingwinów i wybiegi dla łosi. Zajebisty patent. Można zaprosic dziewczyne i powiedziec jej – Hej malenka, chodź zabiore cie na kawe i dobre ciastko, a pozniej pojdziemy do parku dokarmic pingwiny. Która by odmówiła? No nie mogę zapomnieć tez o dorocznym festiwalu kulturalnym, który akurat wtedy odbywał się na ulicach miasta. Tłumy ludzi wylało się tego weekendu na ulice, oglądając występy trup teatralnych, baskerów, grajków, performerów i innych penerów. Miasto zyło całą dobe i naprawde było w nim widać olbrzymi potencjał imprezowy. My zaś przechadzaliśmy się z Phillipem i jego Mariolą zwaną włoską Victorią i czilowaliśmy w mieście.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz