niedziela, 30 grudnia 2007

szwedzi norwedzi przybyli


Impreze sylwestrowa mozna uznac za rozpoczeta :) goscie zjechali do nas z roznych dalekich krajow.... wczoraj ciocia ferenz, adam i finczyk dzis dolaczy do nas jeszcze masta the masta. do agatki przyjechali szwedzi norwedzi, ktorzy kochaja borata (nie wiemy za bardzo o co chodzi, bo wygladaja jakby dopiero co obejrzeli ten film i jaraja sie nim strasznie, wszyscy zachowuja sie jak takie szwdzkie boraty). wszyscy goscie zjawili sie na starowislanej jakos wieczorem, bylo nas ze 20 osob no i mialam w pewnym momencie wrazenie ze kuchnia zacznie pekac w szwach. bylo 100000 litrow wodki (wiadomo, ze skandynawia to porzadna kraina i ze tam ludzie umieja porzadnie pic!) bylo tanczenie na stolach, bylo super jedzenie (polaczenie kuchni mojej gutka i babci- babcia zrobila pyszna karkowke) no i bylo rowniez duzo dobrej zabawy oczywiscie. przy okazji ekipa sylwestrowa znowu sie powieksza.... goscie z warszawy sie zapowiedzieli.... zaprawde nie wiem jak my sie tu pomiescimy.... ale bedzie na pewno super... ja w kazdym razie mam gdzie spac, innych sie gdzies upchnie ;)

farelka moja kochana ulubiona przyjechala do nas, bardzo mnie to ucieszylo, nie widzialysmy sie juz chyba ponad pol roku! ale nic sie nie zmienila ta mala kobietka... wczoraj jak juz wyruszylismy do knajpy znowu biegala z taca pelna wodki i wszystkich czestowala. zupelnie jak za starych dobrych czasow. Ach...

w knajpie mr DJ zostal przez nas prawie sila zmuszony aby grac same szwedzkie hiciory abba i takie tam ... chyba nie byl zbyt szczesliwy, ale za to uszczesliwil naszych gosci. Na szczescie z finlandii poza him i lordim (mr DJ nie posiadal takich hitow w swej kolekcji) nie ma zadnych slawnych wykonawcow wiec moglismy ograniczyc sie do abby. Mniejsze zlo mimo wszystko.

Narabani porzadnie wrocilismy do domku....

Dzis natomiast zostalam w koncu sama i zaraz ide sie uczyc (tak na prawde to juz powinnam) a cala banda poszla wyszla zwiedzac slynne zabytki krakowa... mam chwile spokoju dla siebie....

Acha! Adam to gej jakby ktos nie wiedzial... (Kalinowski czytasz to i wiesz, ze to prawda...)
Ma recznik diora i snowboard blink blink...
(Wczoraj nawet podrywali go szwedzi, tzn starali sie, ale adam ich odrzucil, bo nie przypadli mu do gustu)

No dobra to w sumie moze pojde juz do moich madrych ksiag, bede madrzejsza dzieki nim moze....

poniedziałek, 24 grudnia 2007

kurde no, juz tyle milionow lat nie pisalismy zadnego posta ze juz zapomnialem co sie przez ten czas dzialo. troche pracowalismy w krakowie. nie ukrywam ze praca na dluzsza mete wkurza co nie miara bo nie mozna sie wyluzowac, karza ci przychodzic na caly dzien i ja mloda jaramy sie teraz kazda wolna chwila. ja pracuje teraz w takiej duzej restauracji gdzie przychodza panowie i duzo jedza i pija duzo wodki i przez to sa meczacymi gosciami i marudza non toper. mloda sie frustruje bo ma same baby w pracy i gadaja o malzenstwie, paznokciach i o tym jacy to mezczyzni sa wstretni i brutalni. z tego co mi opowiadala to chyba nie bardzo odnajduje sie w tych tematach.

aaaaa, w mieszkaniu na starowislnej rewolucja! natalia sie wyprowadza. albo moze innaczej. my wyprowadzamy natalie. dziewczyna przegiela i nadszarpnela zaufanie jej wspolokatorek i musielismy przeprowadzic egzekucje. ucielismy jej dwie dlonie a potem wyrwalismy watrobe... nastepnie ja zjadlem watrobe... nie polubilem. a tak naprawde to troche dziewczyna dzialala nam na nerwach i musielismy jej powiedziec ze nie chcemy z nia mieszkac. bo my tacy troche wybredni i ekscentryczni jestesmy.

z milych rzeczy to przyjechalismy na swieta do wroclawia. strasznie fajny ten wroclaw. lubie. przyjechalismy 2 dni temu w nocy a nastepnego dnia pojechalismy z piwoszem i ania do janskich lazni na deske bo tam jest troche sniegu i ladny stok. ja, jako niepelnosprawny nie moglem niestety jezdzic bo troche nie ufam swojemu barkowi. zatem wjechalem na szczyt gory, a tam na szczycie byl bardzo przyjazny barek z otwartym tarasem. pogoda byla mistrzowska, +6 i pelne slonce, wiec siedzialem tam jakies 6h, gadalem z nieznajomymi i pilem duzo czeskiego piwa. o 16 zeszlismy ze stoku. mloda byla poobijana od upadkow, ja zas pokiereszowany lekko przez alkohol. po zjedzeniu smazonego seru udalismy sie prosto do wroclawia. mijajac granice polsko czeska nie ukrywalismy naszego entuzjazmu zwiazanego z wejsciem do schengen. nie bylo zadnego pepickiego celnika i bez zatrzymywania przejechalismy na druga strone rubiezy.
aaa pozniej mialem swoja chwile niechwaly, kiedy to poszlismy wieczorem do bezsennosci. byl adam, piwosz, kamil, ola i jeszcze pare fajnych osob. ja mimo tego iz bylo zajebiscie w pewnym momencie nie dalem rady i padlem przepity alkoholem.

dzis za to jest ostatni dzien przygotowan swiatecznych. mloda jest tradycyjnie na zakupach na ostatnia chwile. ja siedze w domku i czasem robie cos co mi mama mowi zebym zrobil ale generalnie jest na luziku i bezstresowo. niebawem powinni przyjechac podlascy dziadkowie i mozemy delektowac sie swietami haha, prezenty, prezenty, prezenty aaaaa

wesolych wesolych nara

sobota, 1 grudnia 2007

happy saturday

YEEEEE!!!!!! i feel so good today!
lubie naszego bloga bo jest w kropki....


ha! i znowu weekend! i dostalam wyplate! na zalączonych obrazkach widac, ze nie jest mi to tak zupelnie obojetne. zaraz jak tylko przestane sie operdzielac to pojde na...... ZAKUPYYYYYYY!!!!!!!!!!!!!!!! i kupie sobie cos fajnego za swoje pierwsze powazne pieniadze. moze nawet jak mi cos zostanie to kupie tez cos do jedzenienia bo mamy pusta lodowke. zostaly 3 sloiki pesto i musztarda, no ale zobaczymy jak sie rozpedze z innymi fajnymi rzeczami.....



niestety gutek znowu przebiera sie dzis w wiejskie ciuszki i udaje janka muzykanta wiec bede musiala sama udac sie do pasazu handlowego nieopodal, ale mysle ze nie bedzie mu z tego powodu smutno specjalnie. szkoda, ze nie mam w krakowie zadnego kolegi geja, bo z nimi zakupy robi sie najfajniej (tak, to o ciebie chodzi kalinowski, juz sie pewnie domysliles sam) (a no i halas tez jest extra na zakupach)

a tak poza tym ze jest mi dzis bardzo wesolo i sama robie sobie zdjecia jak skacze po lozku w pidżamce, to wczoraj niespodziewanie przydzielili nas do regionow w ktorych bedziemy pracowac no i oczywiscie dostal mi sie ten najbardziej przejebany, gdzie ludzie nie maja czasu na lunch i caly czas scieraja sie z najbardziej wymagajacymi klientami. nie wiem dlaczego tak.... no ale spoko, przynajmniej nie bede sie nudzic a jak nie bede miec czasu na lunch to moze w koncu schudne (w koncu ci co nie jedza sa chudzi) nie bede sie za bardzo rozpisywac na temat tego wydarzenia bo nikogo poza mna to raczej nie obchodzi, ale musialam o tym wspomniec bo dla mnie to wazny moment w karierze, taki jak to sie mowi bardzo przelomowy.

troszke mi tylko smutno bo moja kolezanka z ekipy nie bedzie niestety ze mna pracowac bo dali ja gdzies daleko. no i szkoda bo agatka jest super. agatka jest najlepsza! haha... dzisiaj wlasnie jade do niej na imprezke, agatka mieszka prawie na hucie wiec jest to prze daleko i nie wiem jak ja z moja prze super fajna orientacja w terenie tam trafie, a jak nie trafie to moze byc prze ciekawie bo jak wyladuje sama wieczorem na hucie to bede miec lekko prze jebane. no ale postaram sie z calych sil wysilic.

no dobra napisze cos po imprezie, bo teraz mysle o zakupach caly czas i nie moge sie skupic ;)

środa, 28 listopada 2007

santa claus is coming to town! no doubt.

kurde ten blog ponoc stal sie calkiem popularny w okolicach dolnego slaska, ktory ku naszej pociesze calkiem teskni za nami. my w zamian czasami bardzo tesknimy za dolnym slaskiem i jego zacnymi mieszkancami. z tego powodu ze dosc dawno juz nic nowego nie pisalismy, ja - kuna - miodas mateusz - czlonek klubu oblubicieli papieza postanawiam to zmienic tym oto postem.

po pierwsze zaczynam od anonsu skierowanego do mej dziewczynki - pancernika. dzis, kiedy wyszlas do pracy, czym predzej udalem sie do empiku i za ciezko zarobione kelnerskie pieniadze kupilem 2 bilety na koncert. ponizsze zdjecie nie jest fotomontazem, mikolaj przyszedl wczesniej, a my IDZIEMY NA ROISIN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


kupno biletow na koncert zaliczam do najciekawszych informacji z ostatnich szarych krakowskich dni. bo troche pracujemy ( ja jako janko muzykant, a mloda sklada origami z blyszczacego papieru za gruby hajs). jesli chodzi o knajpe w ktorej pracuje, to jest calkiem nie najgorzej. robie co drugi dzien po 13h z banda lekkich matolow (ale z dobrym sercem). wszyscy z pracownikow mowia, ze wychodza "na pole" zapalic papierosa, a jak chca zebym wyciagnal chleb z zaplecza, to mowia "mateusz, WYCIąG chleb z zaplecza" - zupelnie nie rozumiem co to oznacza.
w kuchni zas zajadam sie samymi wypasami, ktore przygotowuja mi kucharze z ktorymi sie zgadalem. oni tez mowia "wyciąg" i do tego ogladaja non toper klipy na dvd samych poznanskich zajebistych hiphopowcow. zatem dyskografie ascetoholix znam prawie na pamiec. ooo, a jak leci klip peji "zycie kurewskie" to odkladaja patelnie, podbiegaja do telewizora, zwiekszaja dzwiek o 200% i krzycza - "ooo kurwa toz to przeklasyk". no a oprocz tego to wszystko z nimi w porzadku. ja zas biegam do stolikow, rozlewam ludziom zupy, bo jestem popaprancem i nie umiem doniesc talerza bez rozlania, przelewam piwo, robie rzeczy 2 razy wolniej, nie pamietam jakie mamy potrawy w restauracji, motam sie iii.... dostaje srednio 3 razy wiecej z napiwkow niz inni kelnerzy bo jestem w chuj zajebisty i taka prawda i nie bede tego ukrywal.

co oprocz tego... a! byly moje urodziny wczoraj. w prezencie podarowano mi dzien pracy wiec od 11 do 23.45 bylem w restauracji i na chwile przed polnoca zawitalem do "domu" zeby ostatnie 11 minut moich urodzin spedzic u boku mej oblubienicy. za to dzien wczesniej przyjechal moj papa w swoim papa mobile prosto z wroclawia, przywiozl tort czekoladowy od mamy i sie zajadamy teraz z mloda caly czas, jest wypasny.

ekipa na sylwestra nam sie powieksza caly czas i zapowiada sie niezle, mieszanka polsko-skandynawska. jak na razie jest "pieciorgo" polakow, jeden finczyk i "czworgo" szwedow, bedzie grubo.

a no i snieg pada w ilosciach hutrowych, wiec w kraku bialo ostatnimi czasy. fura stoi i tylko zbiera kolejne tony sniegu na karoserii. ostatnio jak jechalismy na "obiad do ikei" to pol godziny ja odsniezalismy bo juz tak zaszla bialym puchem ze masakra. a dzis tez ja odsniezalem. zgarnalem snieg z maski, z szyb a na dachu zostawilem takiego jakby irokeza. wyglada jak dinozaur albo cos takiego, przesle foty jesli je zrobie.

sobota, 17 listopada 2007

TGI FRIDAY AND SATURDAY AND SUNDAY

w końcu weeeeeekend! na brackiej pada snieg i jest slicznie slicznie slicznie w krakowie! ostatnio jestem faktycznie zawalona papierowa robota, ale nie narzekam. calkiem jest fajnie. mam juz 2 pierwsze tygodnie za soba. zaczynam troche chyba wariowac bo prawie co noc sni mi sie papier i cale moje zycie to papier i w ogole papier papier papier. slabo nie jest :) z racji cudownej pogody odbylismy ostatnio ladny nocny spacer po pracy. no i jaram sie tak.... chce sanki i chce na deske i w gory.

nie wiem za bardzo co mam napisac bo wydawalo mi sie za mam wene, ale chyba jednak nie. gutek konczy pucle (mi sie juz znudzily bo zostaly same glupie do ulozenia, ale dobrze ze chociaz jedno z nas jest wytrwale bo mielibysmy w przeciwnym wypadku w calym mieszkaniu porozwalane pucle przyklejajace sie do stop) dzis obiecalam gutkowi ze zaszalejemy i pojedziemy do ikea na hot dogi za zeta (warunkiem jest zabranie wszytkich plastikowych butelek po wodzie w celu umieszczenia ich w pojemnikach do rycyclingu - bo tam takie na pewno sa a natalia produkuje gory plastiku, na prawde nie wiem jak ona to robi, w kazdym razie zadbamy o matke ziemie troszke i bedziemy eko. w sumie mysle ze gutek ma to w dupie bo mysli tylko o hot dogach- ma obiecanych 5, ale przynajmniej beda to eko hot dogi wiec moze miec ich nawet 10) dobra, ide mu pomoc z tymy puclamy bo pozniej bedzie, sam ulozyl...

środa, 14 listopada 2007

to be in IP you gotta be so fresh to have style n' finesse way above the rest!

widok na kaziq - 15.00




ten blog nie powinien traktowac w tytule o fantastycznych przygodach mnie (gunthera) i magdy (wscieklej orki zwanej hilde). mloda w ogole nie zajmuje sie tym blogiem bo ma inne sprawy na glowie. to ja przejalem nad nim kontrole a ona nic w tej sprawie nie robi. moglbym sprzedac tani zart, ze jest "zawalona papierami" albo ma duzo "papierowej roboty" ale z racji tego ze jest tani to go nie sprzedam.

nieeeee, tak naprawde to mloda jest w porzadku a ja jej zazdroszcze aleee... haha byc moze juz nie na dlugo. po pierwsze dzis po raz pierwszy od poczatku tygodnia wytoczylem sie z domu! okazalo sie ze swiat nie zmienil sie zbytnio a ulica starowislna jest tak samo zasyfiala. na drogach nie biegaja tez jednorozce, co lekko mnie zasmucilo bo tak sobie mysle ze to calkiem niezly patent jakby jednorozce biegaly po ulicach, cos jakby riksze. a tak w ogole to jednorozce maja tego mega dlugiego roga od samego urodzenia?? no bo skoro tak, to nie zazdrosze porodu takiej samicy jednorozca.

chyba wystarczy o jednorozcach bo ten post jest coraz bardziej z dupy. w kazdym razie wyszedlem z domu w konkretnym celu. mialem spotkac sie z managerem knajpy "chlopskie jadlo". no i spotkalem go. malo tego, dal mi prace! czy sie ciesze? no niekoniecznie ale na chwile obecna to najlepszy wypas jaki mam, bo knajpa to zacna, znajduje sie przy samym rynku i jest droga. wiec od jutra bede kelnerem hahaahhaah. ja i moje popaprane rece przejda nielatwy test.

a po drugie mam inna zajebista opcje pracy ale napisze o niej dopiero jak zostane zatrudniony.

oprocz tego to stara bida. prawie skonczylismy pucle (pucle, pucle, pucle), zasypiamy przy filmach jak stare dziady i jakos sie kreci.

ooo, a jak nazywa sie samica jednorozca?? jednorozczyca? niewazne, bez odbioru.



widok na kaziq - 16.30

poniedziałek, 12 listopada 2007

pucle, snieg i wsciekle orki

no i co... kurna opierdzielam sie, mam nadzieje ze juz nie na dlugo. hilde jest w firmie ktora jest odpowiedzialna za papier, na ktorym nastepnie drukuje sie biblie... nie wiem w takim razie czy jest to bardzo fortunne zajecie... moznaby powiedziec ze tam sie modla do papieru i pod tym wzgledem ewidentnie przeginaja. ja w ramach oszczednosci nie wychodze za czesto z domu i mocno zamulam (juz nie na dlugo). nie poszedlem dzis do nowej roboty bo mi sie nie podobala i szukam dalej. aaaa no i bylismy we wroclawiu na weekned. jednak byl to weekend z pod znaku siedzenia z rodzicami. za to spadl snieg i ta polska za oknem jakas czystsza sie zrobila. kupilismy sobie puzzle, zeby nie spedzac kazdego wieczoru przed kompem i mocno sie wkrecilismy. mloda sie tylko wkurza na mnie bo czasem ukladam wtedy kiedy jej nie ma i jak wraca po robocie to jest 2 razy wiecej ulozone niz bylo kiedy wychodzila. na szczescie zostalo jeszcze z milion porozrzucanych po podlodze wiec nie ma co narzekac. dorzucam nocne zdjecia z okien po dwoch stronach mieszkania i ide sobie bom glodny.

niedziela, 4 listopada 2007

we're not terrible people, horses are terrible people





"Szusza w gardle, przerywa sen pobudka
w głowie mi szumi jeszcze wczorajsza wódka
wczorajsza noc wcale krótka nie była..."
bla bla bla - to pocztek piesni jednego z tuzów polskiego hip hopu zwanego popularnie Pele i mocno ten tekst pasuje do tego jak sie czulem w sobotni poranek, ktory byl mocno kacowy dla nas wszystkich. mame oszukasz, zycie oszukasz ale kaca kurna nie oszukasz! przez dobry kawal dnia bylem mocno zawieszony.

piwosz odjechal do twierdzy wroclaw wczesna pora. zostalismy wiec z adamem, z ktorym spedzilismy prawie caly dzien na chacie bo pogoda nie zachecala do tego zeby sie nia upajac a my bylismy zbyt leniwi zeby ruszyc zady. dopiero wieczorkiem postanowilismy uskutecznic czynnosc, ktora popularnie zwa chodzeniem i zrobic kolko (mieszkancy podlasia powiedzieliby pewnie "zatoczyć kierata") wokol nieodkrytych jeszcze przez nas krakowskich ulic (albo odkrytych ale kiedy szedlem po nich tamtego wieczora bylem pewien ze nigdy nie postawilem tam stopy!). dwa poprzednie dni lekko nas wyeksploatowaly wiec nie mielismy sil zbyt wiele. postanowilismy zatem zrobic wieczor bez alkoholu - zadnej wody tudzież cytrynowki! poszlismy do sklepu i nabylismy 5 szampanow po przystepnej cenie i wypilismy je w pokoju ogladajac indiana jonesa a pozniej trans-formers! zakonczylismy wieczor dosc predko, zasypiajac niczym emeryci na fotelach z szampanem w rekach.

adam postanowil wyjechac dzis rano wiec znow zostalismy na wygnaniu w samotnosci i upajamy sie cisza. poszlismy na spacer bo byla ladna pogoda, jednak nie na dlugo bo po przejsciu 500m spadl popaprany deszcz. schowalismy sie do knajpy w na kaziku zeby przeczekac na lepsza aure. kiedy siedzielismy w mrocznym pomieszczeniu, saczac kawe, na dworze (a po "krakowsku" - "na polu") wyszlo piekne slonce. dopilismy napoje i udalismy sie w strone domu. nie musze chyba mowic ze w przeciagu 2 minut pogoda znow sie spierdzielila i spadl na nas mega grad!

przemoczeni dobieglismy do domu, pozniej jeszcze tylko szybko na zakupki i aby uczcic popoludnie ugotowalismy mega, wypas, przasny, zacny, na pelnym wychucholu, przeturbo pyszny gulasz w stylu wegierskim. teraz z pelnymi brzuchami czilujemy i spedzamy ostatni wieczor razem, bo mloda jutro o tej porze bedzie w polowie swego pracujacego dnia, ja zas niczym porzadny bezrobotny poodkurzam, poscieram polki i wytre karnisze hahaha, to byl dobry weekend, no doubt!

zweite tag


w sumie to jest gutka kolej ale on jest leniem i ja musze za niego tu wymyslac kiedy powinnam sie uczyc. no to tak... pierwsza polowa dnia drugiego uplynela pod znakiem zamuly kacowej spowodowanej trudna noca cyntrynowkowo nalewkowa. jesli chodzi o cytrynowke to szacunek dla mamy kornackiej bo jej przepisy zawsze wnosza wiele radosci do naszego zycia. tata piwko z reszta tez spisal sie na medal ze swoja nelewka pigwowo-wisnowo-jakas. po poznym sniadaniu i wymaglowaniu kilku odcinkow family guya wyruszylismy na spacer. pogoda byla mocno mroczna. niskie, geste chmury i deszczyk i wiaterek. udalismy sie na kazmirz, gdzie chlopcy prawie wipili bardzo drogie piwo, poniewaz zdecydowali sie je skonsumowac w najbardziej widocznym miejscu placu nowego (bardzo to sprytne, ale mozna wybaczyc bo mielismy kaca, a na kacu czasem robi sie glupie rzeczy) panowie policjanci pojawili sie szybko, ale chyba wygladamy porzadnie bo dostalismy po krotkich negocjacjach ostrzezenie i nakaz znikniecia- tak tez uczynilismy i zniknelismy razem z piwem nad wisle.
wykonalismy dlugi spacer po drodze zgarniajac anie pretorious, zachaczajac o zaulek tomasza i szisze na malym rynku. gdy dotarlismy juz na starowislana i skonsumowalismy pycha obiadek zabralismy sie do czesci wlasciwej wieczoru. bylo prawdziwie po polsku - sledzik, ogorek kiszony i oczywscie wodka. ja postanowilam dotrzymac tego dnia swojego postanowienia o nie piciu czystej wodki (skupilam sie zatem na winie bo chce byc prawdziwa dama) natomiast chlopcy oczywiscie dali ostro w palnik.


przyszedl wuodaaa z agata i bylo milo i przyjemnie a nawet zabawnie momentami. najlepsze bylo to ze chlopcy wypili jakies milion milionow litrow wodki ale, wydawalo im sie ze sa zupelnie trzezwi. zdradzalo ich stan jedynie to ze zachowywali sie nie trzezwo (kalinowski przechodzil samego siebie w gadaniu glupot i czerwonosci policzkow, piwosz mial swoj pijacki wyraz twarzy a gutek sie bujal) tak...byli zupelnie trzezwi. natomiast ja stwierdzam ze nie warto udawac dame. tak, nie warto, na prawde... dobra kolej gutka, bo naujpierw nie chcial pisac a teraz sie wpycha.

jak to nawiedzila nas grupa wrocławskich piżmaków - day 1


kurna duzo dzis pisania bo minal wlasnie wyniszczajacy watrobe tydzien z pod szyldu odwiedzin znajomych. dzis wszyscy juz rozjechali sie do domow wiec w pokojowym zaciszu przy ul. starowislnej nalezy pozbierac mozg i podsumowac co to sie ostatnio dzialo.
zatem przyjechali wizytatorzy. dlugi weekend, swieto zmarlych, 3 litry wody w lodowce (tej w kropki), ostatni tydzien wolnego od pracy dla hilde to wystarczajaca ilosc powodow zeby sciagnac adama, piwosza i anie piwoszowa i spedzic troche czasu w Crack'u. dla nas byla to nie mala rozrywka bo z mloda ostatnio troche zamulalismy. zrobilismy wiec duze zakupy, zagnietlismy ciasto na pizze i zrobilismy cytrynowke.

adam przyjechal z samego rana i zrobilismy spacerki po okolicach i pogauszki i takie tam. Spotkalismy po drodze budynek, w ktorego "sieni" wyczailismy papieza ze zlota naturalnej wielkosci. Adam, Guteq i Hilde - wielcy fani JP2 nie moglismy przejsc kolo niego obojetnie...
wieczorem zas pojechalismy na cmentarz salwatorski - taki spoko co polozony jest na wzgorzu i wygladal zajebiscie noca. krakowiaki mocno straganuja przed cmentarzem i dzieki temu ilosc stoisk ze swiecami byla mniej wiecej rowna ilosci stoisk z cukierkami i wata cukrowa?!? no wiec popatrzylismy jak sie groby pala, porobilismy foty i pojechalismy na chate, bo juz piwosz byl niedaleko naszej chaty i nalezalo zaczynac libacje. siedlismy wiec przy stole, upieklismy pizze, wystawilismy mrozna cytrynowke. najedzeni i nastukani poszlismy w kime pozna noca.

wtorek, 30 października 2007

die fantastishe kolshrank

mamooo! ja nie chce wcale być dorosła! tzn fajnie być dorosłym, ale tak na chwileczke tylko, a pozniej znowu mieć 17 lat. stara dupa ze mnie i tyle. w każdym razie, właśnie delektuje sie ostatnim tygodniem nicnierobienia. tak nie do konca sie delektuje może, bo oczywiście nie można mieć za dobrze i jestem troche chora, ale jutro przyjezdzaja do nas znajomi z okazji swieta tych co juz nie zyja i haloween itd wiec pewnie wyleczę się jakimiś mocnymi trunkami. jakby nie bylo wodka jest na wsztsko dobra. no coz.. ostatnio nie pisalismy zbyt wiele bo gutek napasal jak byla jego kolej, a ja bylam tydzien na wygnaniu we wroclawiu wiec wyszlo jak wyszlo. we wroclawiu fajnie, posiedzialam troszke z rodzinka (bardzo troszke bo do nich jeszczze nie dotarlo, ze jak ja przyjedzam to jest swieto i mnie olewaja- ale jeszcze za mna zatesknia!) wypilam pare herbatek i kaw ze znajomymi, troszke sie pobawilam i odbylam zjazd eswupeesowy. wrocilam no i jestem. poza tym nic wybitnie ciekawego, jakos wszystko w krakowie spowite jest jesienna mgla wprawiajaca wszystkich w nastroj raczej rozlazly. nawet nasze szalone wspollokatorki nie sa juz takie szalone. niemowa dalej nie mowi, a natalia nie budzi nas nawet rano swoim niezwykle donosnym i rubasznym smiechem (moze ma depresje, nie wiem... pewnie ma) z powodu mojej choroby porzadnie faszerujemy sie czosnkiem i mocno smierdolimy. wczoraj zupa czosnkowa, dzis wszytko z czosnkiem w kazdej mozliwej formie. czosnek czosnek czosnek.... wampirow zatem nie musimy sie obawiac



aaaa no i gutek osiolek nie napisal nic o tym, ze pomalowalismy lodowke!!!! nie wiem jak mogl zapomniec... minsk rzadzi! zawsze chcialam miec lodowke w kropki (zaluje tylko ze nie sa rozowe) die fantastishe kolshrank!

środa, 24 października 2007

i byl sobie weekend we wroclawiu


z racji tego, ze posty do tego bloga piszemy naprzemian (czy moze "na przemian", jak boga kocham nie wiem) a ostatnio byla kolej hilde, zatem ja wygeneruje teraz jakies nowe relacje z ostatnich wydarzen. Ergo (zawsze chcialem uzyc tego slowa w jakims tekscie) w piatek pojechalismy do wroclawia. milo jest tam wracac bo od razu laczy sie to z alkoholowa libacja, a ktoz z nas nie lubi alkoholowych libacji? pogoda byla do dupy wiec posiedzielismy troche w domu z rodzinkami, a nastepnie mielismy calkiem udany wieczor ze znajomymi w bezsennosci. zanim jednak tam dotarlismy pilismy w klube "brama" na rzezniczej i spotkalismy tam 4 popapranych portugalczykow, nie mam juz pojecia jak mieli na imie bo bylo ich 4, a do tego portugalskie imiona wcale nie sa takie latwe do zapamietania, wazne jednak ze byli calkiem zabawni i pilismy razem z gwinta polskie wodki roznej masci. z bramy wygonil nas ostrzal z jajek niezadowolonych sasiadow, ktorzy dosc juz mieli darcia mordy pod ich oknami. zaczeli wiec rzucac nas czym popadnie, do chwili kiedy nie postanowilismy sobie pojsc. w niedzielke mloda byla bardzo skacowana wiec przez pol dnia zbieralismy sily zeby nawiazac ze soba dialog, ok 16 dalismy rade, pozniej na czil alcie ogladalismy poczynania polskiej demokracji u mnie w domu, saczac drinki z cala moja rodzinka - z racji wynikow wyborow musze przyznac ze ten wieczor takze zaliczam do udanych. w poniedzialek ja-gunther powrocilem do Krack'u, a magda pozostala i uzywa zycia na dolnym slasku. tesknie za nia troszke, bo nie ma co robic, pogoda slabizna i obejrzalem juz wszystkie filmy, enough!

czwartek, 18 października 2007

huta huta huta z buta


dzis dla odmiany dzien byl prawdziwie jesienny i brzydki. i stwierdzilismy, ze kupowatosc tego dnia pasuje do do miejsca zwanego nowa huta. wpakowalismy sie w wehikul czasu i wyladowalismy na placu centralnym. nie mozna okreslic go ladnym, faktycznie nowa huta to krzywda krakowa. przespacerowalismy sie aleja roz (juz bardziej adekwatnej nazwy dla tego miejsca nie mozna bylo wymyslic) tam natknelismy sie na trzy niezwykle lokale gastronomicze sasiadujace ze soba wesolo. 1) koktajl bar z kolorowymi galaretkami na wystawie za szkalna gablota

2) bar mleczny spolem - najbardziej chamski przejaw komuny jaki kiedykolwiek widzielismy (jedna z pozycji wykwintnego menu to :"woda czysta- 200ml" za 40gr)
3)restauracja stylowa - nie byla stylowa, jest to tak samo adekwatna nazwa jak aleja roz na ktorej sie znajduje
- te 3 magiczne miejsca mialy ze soba cos wspolnego - wasate panie ze spocona pacha, zakapiory w kaszkiecikach pijacy herbate w prostych szkalnkach z cienkiego szkla i nie za ciekawy smrodek.
Nastepnie aleja solidarnosci (niegdys lenina) udalismy sie ku hucie sendzimira (niegdys lenina) ale tam poza huta, do ktorej nie mozna wejsc nie bylo nic ciekawego


dobra dokonczymy pozniej bo mamy goscia

środa, 17 października 2007


po wczorajszej mini domowce obudzilismy sie z letkim kacem, niektore z naszych wspollokatorek calkiem niezle sie rozerwaly- polalo sie wino, byly salatki domowej roboty, grzyby marynowane i bialy ser wedzony - przysmaki prosto z Łańcuta! (podkarpacie rulez). Dzisiaj po poznym przebudzeniu, oddaniu moczu do probowki i kalu do pojemniczka z usmiechem na ustach udalem sie do sanepidu na kontrole nr 2! pozniej zas poszlismy z hilde- moja towarzyszka na dluuuugi spacerek po qraqowie. idac wzdluz wisly, poprzez krowodrze na stadion cracovii (huje) az na blonie gdzie papiez rapowal przed duza widownia jak jeszcze byl na chodzie, pozniej przez rynek do chaty! ze 2,5 godziny maszerowalismy! (choc mloda zarzeka sie ze dluzej) , porobilismy kupe fot i zaraz jedziemy na komunistyczna wycieczke po HUCIE wraz nasza kolezanka Paulina, pragniemy wtopic sie w otoczenie przyodziewajac dresy - tradycyjne stroje ludowe rdzennych mieszkancow tej pokręconej okolicy, dobra enough!

dupa, brokul brokul hehehe dzis jest dzien wtorkowo srodowy. wtorkowy juz byl. uplynal pod znakiem próby. gutek oddal ja do sanepidu a przyjela ja pani od kalu (kosztuje to jedyne 50zl za to ze zrobisz kupe do pojeminczka 3 razy, od kiedy to placi sie za kal 50zl?!) zmienila nam sie wspollokatorka. jest studentka 5 roku polonistyki. nie musze chyba wiecej nic tlumaczyc (dla nie kumatych: dlugi szary sweter i wiesniacka spodnica za kostki, gorzej niz zakonnica) nawet ladna nie jest. nawet nie jest mila ani nic fajnego w niej nie jest, nawet nie znosi jajek wiec juz totalna porazka. i wyglada jak próba i jakby ciela sobie zyly itd. w kazdym razie jest juz sroda i pijemy wino z naszymi innymi fajnymi wspolmieszkankammi i jest spoko, jestsmy szalone i krejzi. a..jestesmy szaleni bo jeszcze jest gutek.

poniedziałek, 15 października 2007





haha! dzis z braku atrakcji postanowilismy zdobyc swiat (jak codzien) i odkryc wiecej krakowa niz do tej pory odkrylismy, zatem przeszlismy przez grodzka, florianska i inne mega ukryte zakamarki tegoz miasta, do ktorych dotarli tylko wytrawni turysci i nawet smok wawelski nie postawil tam stopy. nastepnie poprzez super niedostepny dla turystow podrzedny zamek krolewski polozony na wzgorzu wawel dotarlismy do smoka, ktory nie zional ogniem gdyz nie wyslalismy do niego sms-a. co tu duzo dopisywac, bawimy sie tym mega wypas blogiem bo to nasz pierwszy post i kombinujemy jakby tu tekstu dodac zeby same zdjecia lyse nie
byly