ten post będzie prawdopodobnie ostatnim postem w tym roku. niebawem lecimy do szczyrku, polożonego w pięknych alpach polskich, w ktorych leży porządne 10cm topniejącego śniegu. po raz pierwszy jedziemmy na sylwestra z osobami, które chyba najbardziej lubimy - bedzie moj braciak i jego mariola, bedzie adam, bedzie piwko z frau pretorius wiec nie ukrywam ze jestem podekscytowany. wczoraj zrobilismy wielkie alkoholowe zakupy w makro i jestesmy gotowi do wylotu. w szczyrku czeka góralska chata, ogniska i impreza na stoku (sounds like george michael - last christmas).
mama mnie szczuje, zebym wyszedl z psem na siku lub kupe. powiedzialem jej żem zajety i nie wyjde zanim nie napisze tego posta.
obseruwjąc pare moich ulubionych blogów i strony internestowe zauważyłem ogromne tendencje do podsumowań. niech więc na naszym blogu znajdzie sie lekkie podsumowanie tegoż co się wydarzyło w 2008.
jesli chodzi o zdrowie to chyba nie ma czym sie chwalić - gunther i jego ruchomy bark caly czas nie mogą sie dogadać. gunther jest zły na swój bark ale bark jest złośliwy i robi skoki w bok (jebany). no cóż, trzeba sie bedzie z nim policzyc w 2009. Hilde, moja dziewuszka, ona też sie nie popisuje - kot zarazil ją insulino chropowatością i skazano ją na dożywotnią dietę joguroto-bałkańską (szczerze mówiąc nie zazdroszcze)
jeśli chodzi o muzyke to chyba caly czas do przodu i rozwijamy swe zainteresowanie brudnym elektro i powracającym na parkiety ravem. Gdyby ktoś mi puścil to czego słucham teraz jakies 2 lata temu to chyba bym szybko wylaczyl, natomiast w tej chwili caly swoj czas jaki poswiecamy muzyce to katowanie baltimore, crunków, eurodanece'u, bassów i jeszcze innych przytupujących rytmów a dzialalność polskich dj takich jak mentalcut, el barto liam b i fluowankaz na trwałe odcisnela sie na naszej muzycznej edukacji. cenimy sobie imprezy w kamforze (choc czasem mam wrażenie ze za malo balowalismy w tym roku) i przynajmniej ja raz na zawsze odciałem sie od uczeszczania do klubów, których nienawidze (np. pasja) tylko dlatego ze chodza tam moi znajomi. rok ten wprawdzie nie obfitowal w jakas monstrualna liczbe koncertów, lecz zawsze milo wspomne datarock w pradze czy najlepszy set imprezowy, jaki slyszalem w zyciu w wykonaniu justice w berlinie (nie mylic z bralinem na podlasiu).
jesli chodzi o bloga to chyba caly czas sie rozwijamy. mysle ze jesli dochodzi do tego, ze nawzajem sie opierdzielamy za to, ze ktores z nas nie napisalo posta z ostatnich wydarzen z tygodnia, to oznacza ze calkiem nam na nim zależy. blog jest integralna czescia naszego zwiazku, jest informacja dla znajomych, z ktorymi sie nie widzimy i zapisem aktualnych poczynan moich i mojego pancernika. pisane z zamyslem lub bez zadnego zamyslu, na mega kacu i o wczesnych godzinach porannnych, z polski lub z norwegii, nieważne jak, gdzie i kiedy jest to czesc naszych mysli przelanych do sieci i nie ukrywam ze jeżeli kiedyś serwerownia googla wybuchlaby i nasze posty zostalyby zniszczone bylaby to dla nas nie lada slaba sytuacja. wrzucamy tu glupie foty i filmiki z youtube'a, ktore aktualnie nas bawia i z zaciekawieniem czekam na moment, kiedy za 10 lat ( o ile jeszcze go bedziemy prowadzili) obczaje sobie posty z 2008 i czy 33 letni gunther bedzie mial taki sam ubaw z pisania i czytania postów jaki ma teraz. no i najważniejsze... mamy kozackie logo!!!!!!
musze konczyc bo juz pozno, na pewno nie ujalem zbyt wielu rzeczy ale z doswiadczenia wiem ze zbyt dlugie posty sa meczace dla czytelnika. a czytelników mamy pewnie z 5 wiec nie wiem co sie stanie jak utracimy dwójkę z tej piątki z powodu dłużącego się posta, tosz to spadek czytelnictwa o jakieś 35%!!!!
gunther-und-hilde, kuna i pancernik, m'n'm, galaretka i budyn
p.s.
wlasnie sobie uswiadomilem, ze 2 miesiace z tego roku spedzilem pod namiotem w norwegii. to oznacza co szosta noc na ogrodzie w skandynawii z latarkami, szczypawkami i jedrasem....
najlepszego w 2009 dla nas i innch fajnych
tego bloga wyeksportowalem z gunther-und-hilde.blogspot.com i jest dość skrupulatnym opisem 4 dobrych lat mojego zycia, z reszta nie tylko mojego bo współbohaterem jest jeszcze jedna pani. to blog o dobrym związku, którego już nie ma, zajebistych znajomych, wrocławiu, podróżach, zajawach, muzyce i wielu pierdołach, które nawiedzały umysł dwójki młodych, zajebistych ludzi. miałem go już nie udostępniać ale kupe w nim dobrych wspomnień i dużego sentymentu. chyba nie warto się od tego odcinać.
wtorek, 30 grudnia 2008
piątek, 26 grudnia 2008
Święta! Uczta dla tucznika
oooooooooooo......... aaaaałaaaaa....... boli brzuch, boli wszystko! Dobrze, że to już końcówka, bo chyba bym umarła z przejedzenia. Święta są z jednej strony fajne, bo można tyle dobrych rzeczy zjeść, ale z drugiej strony, jak ktoś (czyli np Ja!) nie zna umiaru to niestety prędzej czy później przyjdzie najgorsze cierpienie. Na wszelki wypadek rytuał codziennego, porannego stawania na wadze został chwilowo zawieszony.
Na szczęście dziś już nie ma obowiązku biesiadowania sposobem ciągłym i mogę ciągłość przerwać wyprawą do aqa parku. Może zapobiegnę w ten sposób eksplozji brzucha.
Cóż to za zbawienie ten aua park!!!
Poza jedzeniem w święta była też rodzina, zatem obok makowca, barszczu, grzybowej, karpia, bigosu itp przy stole pojawiła się u mnie babcia, dziadek oraz wujek bez nogi. Jak zwykle pojawiły się też prezenty. W tym roku jednak było lekko innowacyjne, gdyż prezenty dostała tylko starsza część rodziny. Dzieci (do których i ja się zaliczam) cieszyły się radością innych ;) hahaha
Tradycyjnie oczywiście dyskusje przy stole dotyczyły polityki (okazało się, że u mnie wszyscy kochają Palikotka) oraz zdrowego żywienia. Klasyka gatunku.
Pierwszego dnia, przyjechała mamy koleżanka ze swoim przefajnym dalmatyńczykiem Agatem. Miałam zajęcie na cały dzień bo Agat domagał się pieszczot co chwilę. Zawsze myślałam, że dalmatyńczyki są słabe, ale ten był na prawdę wypasiony. Najfajniejszy. Pies w kropki nie może być zły. Pasuje nam do bloga.

O rany, chyba idę odpocząć. Jakimś cudem mój dom jest całkiem pusty w tej chwili i delektuję się ciszą.
Jeszcze napiszę tylko, przechwalając się nieskromnie, że w tym roku wyjątkowo, wszystko, wszystko, wszystko co pojawiło się na stole zostało zrobione przeze mnie i moją mamę. Duma mnie rozpiera. Mogę zatem o sobie powiedzieć, że nadaję się na prawdziwą gospodynię domową. Zawsze dobrze wiedzieć, że nadajesz się do czegoś więcej niż do tarcia chrzanu. Spodziewajcie się więc nowych przepisów na blogu kulinarnym.
Gunther pojechał gdzieś na koniec świata skąd się wywodzi. Podobno je dużo pasztetu. Może sam się pochwali jak wróci.
Wesołych świąt wszystkim. Albo prawie wszystkim, konie nie zasługują.

Na szczęście dziś już nie ma obowiązku biesiadowania sposobem ciągłym i mogę ciągłość przerwać wyprawą do aqa parku. Może zapobiegnę w ten sposób eksplozji brzucha.
Cóż to za zbawienie ten aua park!!!
Poza jedzeniem w święta była też rodzina, zatem obok makowca, barszczu, grzybowej, karpia, bigosu itp przy stole pojawiła się u mnie babcia, dziadek oraz wujek bez nogi. Jak zwykle pojawiły się też prezenty. W tym roku jednak było lekko innowacyjne, gdyż prezenty dostała tylko starsza część rodziny. Dzieci (do których i ja się zaliczam) cieszyły się radością innych ;) hahaha
Tradycyjnie oczywiście dyskusje przy stole dotyczyły polityki (okazało się, że u mnie wszyscy kochają Palikotka) oraz zdrowego żywienia. Klasyka gatunku.
Pierwszego dnia, przyjechała mamy koleżanka ze swoim przefajnym dalmatyńczykiem Agatem. Miałam zajęcie na cały dzień bo Agat domagał się pieszczot co chwilę. Zawsze myślałam, że dalmatyńczyki są słabe, ale ten był na prawdę wypasiony. Najfajniejszy. Pies w kropki nie może być zły. Pasuje nam do bloga.

O rany, chyba idę odpocząć. Jakimś cudem mój dom jest całkiem pusty w tej chwili i delektuję się ciszą.
Jeszcze napiszę tylko, przechwalając się nieskromnie, że w tym roku wyjątkowo, wszystko, wszystko, wszystko co pojawiło się na stole zostało zrobione przeze mnie i moją mamę. Duma mnie rozpiera. Mogę zatem o sobie powiedzieć, że nadaję się na prawdziwą gospodynię domową. Zawsze dobrze wiedzieć, że nadajesz się do czegoś więcej niż do tarcia chrzanu. Spodziewajcie się więc nowych przepisów na blogu kulinarnym.
Gunther pojechał gdzieś na koniec świata skąd się wywodzi. Podobno je dużo pasztetu. Może sam się pochwali jak wróci.
Wesołych świąt wszystkim. Albo prawie wszystkim, konie nie zasługują.
niedziela, 21 grudnia 2008
ha ha!
czuje sie dzis swietnie, odbebnilem szkole, odbebnilem zakupy swiateczne, czas na browara zwycieztwa u mlodej na chacie a pozniej na zasluzoną kimacje. dzien ten nalezy do szczególnie wyjątkowych, gdyz nasz blog wkracza dzis na kolejny i zupełnie nowy etap w swej dzialalności. wlasnie otrzymalem projekt koncowy naszego logo, gdzie kuna (ja) i pancernik ( pancernik ) w bojowym oplocie przybijamy sobie wysokie piątki. i choc powinienem poczekac z tym jeszcze chwile to nie wytrzymam i musze opublikować je już dzisiaj bo innaczej umre z podniety. z reszta co tu gadać just look at this:

projekt: teszbir.com

projekt: teszbir.com
sobota, 20 grudnia 2008
fat chicks need love too - but they gotta pay!
dzis jest sobota, dzien szkolny. ja wlasnie wrocilem z tej niewydarzonej budy i ciesze sie reszta popoludnia (choc jeszcze troche pracy dzis przede mna). pragne aby ten post otworzyl ludziom oczy i troche nakreslil sytuacje jaka sie dzieje naokolo nas wszystkich, bo ja sie nie orientowałem az do dnia dzisiejszego, gdy spotkalem mego kolege z grupy. Żaden z niego super miodas ale zna się na agrobiznesie i troche mnie oświecił. blog ten w profilu zawiera wykaz naszych zainteresowań - jednym z nich są zwierzęta parzystokopytne i bynajmniej nie umieściłem z mą lubą (ale nie lubieżną) tej pasji tylko po to zeby było śmiesznie. zwierzęta gospodarstwa domowego są kozakami i jak boga kocham zgłębię wiedze o nich i otworze z hilde kurnik. albo młoda bedzie miala kurnik a ja bede miał ubojnie świń i będę robił parówki i mortadele - 2 najlepsze miesne sprawy jakie wymyslil czlowiek i którym hołd oddam zawsze. "Ja chce Mortadele od Guntera" beda krzyczaly dzieci na stoisku miesnym w Almie. A mamy tych dzieci im powiedzą: "nie stać nas na mortadele od Guntera codziennie synku bo to produkt ekskluzywny. Chodź, usmaże ci jajko od Hilde". Ekskluzywna parówka od Guntera, nie czekaj bratku, zjedz ja tera!
No dobra zdradze troche tajemnic o zwierzetach gospodarstwa domowego bo jak czegos sie na tym swiecie w blogu nie napisze, to już sie z nikąd człowiek nie dowie.
Świnie: są niezlymi koniami. jedzą opór żarcia. w gospodarstwach wystarczy 100 dni zeby wyprodukować jednego tucznika i przy odpowiedniej diecie białkowej, w te 100 dni przybierają 80kg. cwaniaki są mądre i nie lubią jak sie na nie krzyczy bo sie wtedy obrażają i mogą umrzeć ze stresu z powodu jednego wrzasku. jeśli jedna świnia zobaczy że jej kolega jest chory, mają tendencje do zjadania takiego chorego koleżki (niczym Spartanie!). odróżniają 4 kolory: biały, czerwony, żółty i czarny. A do tego mają obracające się gałki oczne i mają zasięg wzroku prawie na 360 stopni!
Ale najlepsze są krowy: jedna krowa zjada jakieś do 80-120 kg żarcia na dobe. Generalnie jej całe życie oparte jest na żarciu. Śpi po 2h dziennie, reszte doby je, przeżuwa, mieli i trawi. To co zje wpada do żołądka (ma ich 4) a potem z żołądka wyrzyguje sobie partiami prosto do buzi i w buzi robi ponowne przeżuwanie. jak sobie zwróci to jedzenie do jamy ustnej wykonuje nie mniej i nie wiecej jak 55 ruchów mielących szczęką. każda szanująca sie krowa wypija również na każdy zjedzony kilogram pokarmu 2 litry wody i produkuje 80 litrów śliny dziennie. krowa daje ok 100l mleka i lubi być dojona tylko wtedy, gdy nie boi sie swego dojacza. jak dojacz ja przestraszy lub zrobi głupi żart, to sie wypnie na niego i nie da mleka. jest zawzieta niczym moja dziewczyna. każda krowa ma swoje miejsce dojenia, i zawsze doi sie ja w tym samym punkcie. jezeli krowa skuma ze jakas inna krowa wbila sie na miejsce jej punktu dojenia, automatycznie dostaje plaskacza i zostaje wygoniona rogiem.
uważam tego posta za najgorszego w mojej historii pisania postów ale jestem tak zajarany tymi informacjami, ze musiałem sie nimi podzielić. more agro info coming up... get excited
No dobra zdradze troche tajemnic o zwierzetach gospodarstwa domowego bo jak czegos sie na tym swiecie w blogu nie napisze, to już sie z nikąd człowiek nie dowie.
Świnie: są niezlymi koniami. jedzą opór żarcia. w gospodarstwach wystarczy 100 dni zeby wyprodukować jednego tucznika i przy odpowiedniej diecie białkowej, w te 100 dni przybierają 80kg. cwaniaki są mądre i nie lubią jak sie na nie krzyczy bo sie wtedy obrażają i mogą umrzeć ze stresu z powodu jednego wrzasku. jeśli jedna świnia zobaczy że jej kolega jest chory, mają tendencje do zjadania takiego chorego koleżki (niczym Spartanie!). odróżniają 4 kolory: biały, czerwony, żółty i czarny. A do tego mają obracające się gałki oczne i mają zasięg wzroku prawie na 360 stopni!
Ale najlepsze są krowy: jedna krowa zjada jakieś do 80-120 kg żarcia na dobe. Generalnie jej całe życie oparte jest na żarciu. Śpi po 2h dziennie, reszte doby je, przeżuwa, mieli i trawi. To co zje wpada do żołądka (ma ich 4) a potem z żołądka wyrzyguje sobie partiami prosto do buzi i w buzi robi ponowne przeżuwanie. jak sobie zwróci to jedzenie do jamy ustnej wykonuje nie mniej i nie wiecej jak 55 ruchów mielących szczęką. każda szanująca sie krowa wypija również na każdy zjedzony kilogram pokarmu 2 litry wody i produkuje 80 litrów śliny dziennie. krowa daje ok 100l mleka i lubi być dojona tylko wtedy, gdy nie boi sie swego dojacza. jak dojacz ja przestraszy lub zrobi głupi żart, to sie wypnie na niego i nie da mleka. jest zawzieta niczym moja dziewczyna. każda krowa ma swoje miejsce dojenia, i zawsze doi sie ja w tym samym punkcie. jezeli krowa skuma ze jakas inna krowa wbila sie na miejsce jej punktu dojenia, automatycznie dostaje plaskacza i zostaje wygoniona rogiem.
uważam tego posta za najgorszego w mojej historii pisania postów ale jestem tak zajarany tymi informacjami, ze musiałem sie nimi podzielić. more agro info coming up... get excited
poniedziałek, 15 grudnia 2008
a fish a fish a fish oooooooo
Jak by tu zacząć żeby było oryginalnie ? ze wstępem zawsze jest słabo dlatego nigdy nie można się zastanawiać za długo.
No to temat wstępu mam już z głowy wiec mogę skupić się na esencji. Co zas było esencja ubiegłego tygodnia? Kilka słów to opisze. Pierwsze wazne slowo to:
RUTYNA – nie jest fajna ale niestety pare razy się wydarzyla. Obiecujemy podjac wiecej trudu w zwalczaniu jej w najblizszej przyszlosci, poki co rutyna nas ogrywa czasami w dosc latwy sposób a my troche jak te chocholy (wiadomo od kogo – od Goethe’go) tanczymy do tego jak nam zagra. Ale rutyna ssie i jest najgorsza wiec nawet chwili nie poswiece w tym blogu na temat pracy. Drugim waznym slowem jest:
NIESPODZIANKA POLIGRAFICZNA – ale niespodzianka jest niespodzianka wiec na jej odkrycie należy przeczekać drogi pamiętniczku jeszcze kilka niecierpliwych chwil. Trzecim słowem kluczem jest:
SUPER FARMER –gra analityczna (nie mylic z grą ANALityczną) podarowana od mikołaja mojej siostrze. Polega na kolekcjonowaniu zwierząt parzystokopytnych na swojej planszy. Cel - zdobycie konia, świni, owcy i królika. ważne jest to żeby ustrzec się wilka i lisa bo to niezłe gnoje i zjadają wszystko co parzystokopytne. Od momentu podarowania tej gry rozegrałem już chyba z 20 partii i w kategorii zabaw z moja siostra, SUPER FARMER zdecydowanie wygrywa ten tydzień. Na drugim miejscu jest z pewnością katowanie brudnego elektro na youtube!. Malo tego, wciągnąłem do gry Hilde (ale ona jest leworęczna i cały czas wyrzuca wilka i nic nie wygrywa). Nawet Piwko i Ania z nami grali. A propos Piwka i Ani to wczorajsze słowo klucz brzmi:
PASSPORT SCOTCH. W ten weekend byliśmy najwiekszymi leniwcami swiata i przez cala sobote i niedziele oprocz szkoly, do ktorej poszla mloda nie ruszylismy się z chaty. Program weekendowy stal pod znakiem gotowania thai food wraz z gazeta wyborcza, family guy, zero clubbingu (nad czym ubolewamy i tego nie kryjemy). Jednakże wczoraj niespodziewanie zakonczylismy noc o 2am u mnie na chacie wypijajac z piwkiem duza flaszke liski i jeszcze pare drinów. Nie był to jakis rekord ale fajnego dnia dzis nie miałem… Aaaa a jeszcze w piątek Adam – najwiekszy fan czeskiej marynowanej kielbasy wpadl na fajke wodna. Popili popalili i poszli spac z bólem głowy – ARABSKI KLASYK.
Co jeszcze. Obsrane zakupy świąteczne, troche rozkmin na temat biznesu. OOO zapomnialem. Mamy z mloda mega pomysl na biznes:
KURNIK – postawimy go u adama na dzialce poza wroclawiem. On jeszcze o tym nie wie ale w odpowiednim czasie się dowie. Pozniej już tylko kury i jajka i wielkie bogactwo. Naturalne jaja od guntera i hilde. Będą się rozchodzily jak mikstejpy dj decksa po poznanskich podworkach. Ja będę czyscil jajka z kupy a mloda będzie je pakowala do 10packów czy tez jak one się tam by nie nazywaly.
Wnikliwy czytelnik zauważy, ze troche agroturystyką powiewa w tym poscie. No i super. Wies jest kozacka. W przeciwienstwie do wiesniakow. Ale o nich i jeszcze innych obserwacjach tramwajowych innym razem.
Aaa no i najwazniejsze:
- kawal dobrego pruskiego filmu edukacyjnego, polecam
No to temat wstępu mam już z głowy wiec mogę skupić się na esencji. Co zas było esencja ubiegłego tygodnia? Kilka słów to opisze. Pierwsze wazne slowo to:
RUTYNA – nie jest fajna ale niestety pare razy się wydarzyla. Obiecujemy podjac wiecej trudu w zwalczaniu jej w najblizszej przyszlosci, poki co rutyna nas ogrywa czasami w dosc latwy sposób a my troche jak te chocholy (wiadomo od kogo – od Goethe’go) tanczymy do tego jak nam zagra. Ale rutyna ssie i jest najgorsza wiec nawet chwili nie poswiece w tym blogu na temat pracy. Drugim waznym slowem jest:
NIESPODZIANKA POLIGRAFICZNA – ale niespodzianka jest niespodzianka wiec na jej odkrycie należy przeczekać drogi pamiętniczku jeszcze kilka niecierpliwych chwil. Trzecim słowem kluczem jest:
SUPER FARMER –gra analityczna (nie mylic z grą ANALityczną) podarowana od mikołaja mojej siostrze. Polega na kolekcjonowaniu zwierząt parzystokopytnych na swojej planszy. Cel - zdobycie konia, świni, owcy i królika. ważne jest to żeby ustrzec się wilka i lisa bo to niezłe gnoje i zjadają wszystko co parzystokopytne. Od momentu podarowania tej gry rozegrałem już chyba z 20 partii i w kategorii zabaw z moja siostra, SUPER FARMER zdecydowanie wygrywa ten tydzień. Na drugim miejscu jest z pewnością katowanie brudnego elektro na youtube!. Malo tego, wciągnąłem do gry Hilde (ale ona jest leworęczna i cały czas wyrzuca wilka i nic nie wygrywa). Nawet Piwko i Ania z nami grali. A propos Piwka i Ani to wczorajsze słowo klucz brzmi:
PASSPORT SCOTCH. W ten weekend byliśmy najwiekszymi leniwcami swiata i przez cala sobote i niedziele oprocz szkoly, do ktorej poszla mloda nie ruszylismy się z chaty. Program weekendowy stal pod znakiem gotowania thai food wraz z gazeta wyborcza, family guy, zero clubbingu (nad czym ubolewamy i tego nie kryjemy). Jednakże wczoraj niespodziewanie zakonczylismy noc o 2am u mnie na chacie wypijajac z piwkiem duza flaszke liski i jeszcze pare drinów. Nie był to jakis rekord ale fajnego dnia dzis nie miałem… Aaaa a jeszcze w piątek Adam – najwiekszy fan czeskiej marynowanej kielbasy wpadl na fajke wodna. Popili popalili i poszli spac z bólem głowy – ARABSKI KLASYK.
Co jeszcze. Obsrane zakupy świąteczne, troche rozkmin na temat biznesu. OOO zapomnialem. Mamy z mloda mega pomysl na biznes:
KURNIK – postawimy go u adama na dzialce poza wroclawiem. On jeszcze o tym nie wie ale w odpowiednim czasie się dowie. Pozniej już tylko kury i jajka i wielkie bogactwo. Naturalne jaja od guntera i hilde. Będą się rozchodzily jak mikstejpy dj decksa po poznanskich podworkach. Ja będę czyscil jajka z kupy a mloda będzie je pakowala do 10packów czy tez jak one się tam by nie nazywaly.
Wnikliwy czytelnik zauważy, ze troche agroturystyką powiewa w tym poscie. No i super. Wies jest kozacka. W przeciwienstwie do wiesniakow. Ale o nich i jeszcze innych obserwacjach tramwajowych innym razem.
Aaa no i najwazniejsze:
- kawal dobrego pruskiego filmu edukacyjnego, polecam
poniedziałek, 8 grudnia 2008
Niespodzianka multimedialna
Weekend się skończył trzeba zdać relację no i muszę zrobić sobie przerwę od nauki. Co za dużo to nie zdrowo, nie mogę być zbyt mądra bo nikt mnie nie będzie lubił. Poza tym jestem dalej pod wrażeniem wczorajszego koncertu i nie mogę się skupić. Tak, tak.... kto nie był ten się nie zna i niech żałuje. Fisz razem z Emadem nadciągnęli z siłą jak dynamit i sprawili, że ugięły się moje gicze, obie dwie. Występ trwał ponad 2 godziny i był na poziomie wysokim niczym nie istniejący jeszcze Sky Tower. Jeszcze raz: kto nie był ten trąba! Frekwencją wykazali się nawet długowłosi chłopcy w czarnych koszulkach. Pewnie dlatego, że sądzili, że wszyscy dawno zapomnieli o haevi metalu, a tu proszę! Fisz wyskoczył z takim tytułem płyty, że aż postanowili wpaść w ten mroczny niedzielny wieczór do Bezsse i oddać hołd Bestii.
Kamil na przykład nie był, ale on już jest starym człowiekiem więc można mu wybaczyć. W piątek przybył mu kolejny rok, co było także powodem do świętowania. Dmuchanie świeczek połączone zostało z drugą, niezwykle wzniosłą uroczystością. Szanowny Pan Pawlak z Panią Ewą wręczyli nagrodę dla geja roku (nie mylić z galą Gali, bo ostatnio tam podobne nagrody wręczono - tam nas nie było). Jej laureatem został nie kto inny jak oczywiście Kamil Kornacki. Jak widać powodów do tego by się zbombić mieliśmy nie mało. Impreza na Jaracza jak zwykle udana. Kamil mimo swojego dojrzałego wieku, a także ja Hilde byliśmy uczestnikami uroczystej uroczystości najdłużej, reszta poszła spać i nie chciała się z nami bawić. Chyba skończył się już czas gdy co drugi dzień imprezowało się do 10 rano. No cóż, nie jesteśmy gwiazdami rocka, nie bierzemy narkotyków, dziwki żadne też nie przyszły, jedynie alkohol był. Ale alkohol i dobre towarzystwo to za mało jednak, aby być prawdziwą gwiazdą rocka. Za to Justice są gwiazdami rocka pełną gębą. W tygodniu, który właśnie minął rozwiązała się zagadka dotycząca Niespodzianki multimedialnej. Jej autorem był Gunther. Tzn w sumie ja zgadłam ta niespodziewaną niespodziankę, ale była to mimo wszystko niespodzianka. Niebierzmowany Gutek zdobył DVD z szatańskiej trasy koncertowej Justice po USA. No.... słabo chłopaki nie mają. Jak nie chcesz się wkurzać, że twoje życie jest nudne i mało wyskokowe to nie oglądaj. Wszystkim innym polecam.
Kamil na przykład nie był, ale on już jest starym człowiekiem więc można mu wybaczyć. W piątek przybył mu kolejny rok, co było także powodem do świętowania. Dmuchanie świeczek połączone zostało z drugą, niezwykle wzniosłą uroczystością. Szanowny Pan Pawlak z Panią Ewą wręczyli nagrodę dla geja roku (nie mylić z galą Gali, bo ostatnio tam podobne nagrody wręczono - tam nas nie było). Jej laureatem został nie kto inny jak oczywiście Kamil Kornacki. Jak widać powodów do tego by się zbombić mieliśmy nie mało. Impreza na Jaracza jak zwykle udana. Kamil mimo swojego dojrzałego wieku, a także ja Hilde byliśmy uczestnikami uroczystej uroczystości najdłużej, reszta poszła spać i nie chciała się z nami bawić. Chyba skończył się już czas gdy co drugi dzień imprezowało się do 10 rano. No cóż, nie jesteśmy gwiazdami rocka, nie bierzemy narkotyków, dziwki żadne też nie przyszły, jedynie alkohol był. Ale alkohol i dobre towarzystwo to za mało jednak, aby być prawdziwą gwiazdą rocka. Za to Justice są gwiazdami rocka pełną gębą. W tygodniu, który właśnie minął rozwiązała się zagadka dotycząca Niespodzianki multimedialnej. Jej autorem był Gunther. Tzn w sumie ja zgadłam ta niespodziewaną niespodziankę, ale była to mimo wszystko niespodzianka. Niebierzmowany Gutek zdobył DVD z szatańskiej trasy koncertowej Justice po USA. No.... słabo chłopaki nie mają. Jak nie chcesz się wkurzać, że twoje życie jest nudne i mało wyskokowe to nie oglądaj. Wszystkim innym polecam.
środa, 3 grudnia 2008
czemu JP2 nie jezdzi na rowerze?
no tak! klasycznie uciekam w swiat web 2.0. gdy tylko przychodzi mi usiasc na dupie i porzadnie sie pouczyc. tak to jest w XXI wieku. Jeszcze w ubiegłym stuleciu, gdy nadchodzil moment nauki do sprawdzianu zawsze sprzątałem swój pokój i nabłyszczałem posadzke różnymi specyfikami. czasy jednak sie zmieniaja i na chwile obecna, najlepszym sposobem na unikniecie czytania ksiazki z przedsiebiorczosci jest palniecie odstresowujacego posta. postanowilem dzis troche ubarwic naszego bloga fotami, ktorych ostatnimi czasu potrzeba jak na lekarstwo. fakt nie zamieszczania fot jest dosc oczywisty, nie mamy klawego aparatu, a zajawka na foty z mojego sony eriksona przeminela rownie szybko co moja pasja do majki jerzowskiej w wieku 6 lat. dzis za to piwko podklepal nam zdjeciowy z ostatniej biby u adama na wsi z jego przekozackiego aparatu. czek it aut







wtorek, 2 grudnia 2008
Fabian - patron Skody
Gunther: Szczęść Boże!
Koleżanka Jezusa Chrystusa: Szczęść Boże. Co pana skłoniło aby przyjąć sakrament bieżmowania?
G: Gdyż nie byłem gotowy za młodu. Ale teraz jestem...
KJC: A co to za imię pan sobie wybrał.
G: Gutman. To patron krawców proszę pani. A ja jestem krawcem...
KJC: No ja nie slyszalam o takim. Dziwne to imie. Pan tez jakis rozkojarzony. A prosze mi powiedzieć czy zna Pan " 7 darów Ducha Świętego " i " 5 przykazań kościelnych"?
G:yyyyy
w taki oto sposób zostalem pokonany przez wiarę katolicką! wprawdzie to tylko jedna walka ale i tak czuje sie zle. w katedrze tego dnia bylo jakies 300 osob, a ja bylem prawdopodobnie jedyna osoba, ktorej nie dopuscili do biezmowania. prawdopodobnie ta katolicka spoleczniara, co mnie pytala wyczula antyklerykalny fluid plynacy niepowstrzymanie spod moich pach i łopatek! konsekwencje? nie bede ojcem chrzestnym dla mojej siostry. zostanie nim moj brat - Kamil Łukasz FABIAN Kornacki. Lamus, udalo mu sie bez przeszkód. a ja wtedy cierpialem katusze i dalem sie rugac tej dziewicy w swetrze i czapce z wełny jesiotra. zostalem zgladzony najprostsza bronia: katolicka regułką , ktora w swej zawilosci jest nie do ogarniecia dla mlodej wiekiem osoby. moja rodzina, choc tego nie pokazuje, mysle ze nie jest dumna. ale ja nie cierpie zbytnio z tego powodu. tej starej babie odegram sie z w przyszłości w jakims tramwaju albo w kolejce. a z klerem i regułkami walczyc bede jeszcze nie raz. wprawdzie przegralem na wyjezdzie ale... dzis gramy u siebie! malo tego, wlasnie dostalem poczta moja nowa bron! dzis walka rozpoczyna sie na nowo. a bedzie to batalia na krzyże. ja mam krzyż od justice - wiec chyba bedzie srogo. Waters of Nazareth beda mnie bronic przed nawałnicą przykazań i potopem dogmatów z katechizmu. A Cross the Universe dzis w świątyni Gunthera i błogosławionej Hilde . WKS!!!
Koleżanka Jezusa Chrystusa: Szczęść Boże. Co pana skłoniło aby przyjąć sakrament bieżmowania?
G: Gdyż nie byłem gotowy za młodu. Ale teraz jestem...
KJC: A co to za imię pan sobie wybrał.
G: Gutman. To patron krawców proszę pani. A ja jestem krawcem...
KJC: No ja nie slyszalam o takim. Dziwne to imie. Pan tez jakis rozkojarzony. A prosze mi powiedzieć czy zna Pan " 7 darów Ducha Świętego " i " 5 przykazań kościelnych"?
G:yyyyy
w taki oto sposób zostalem pokonany przez wiarę katolicką! wprawdzie to tylko jedna walka ale i tak czuje sie zle. w katedrze tego dnia bylo jakies 300 osob, a ja bylem prawdopodobnie jedyna osoba, ktorej nie dopuscili do biezmowania. prawdopodobnie ta katolicka spoleczniara, co mnie pytala wyczula antyklerykalny fluid plynacy niepowstrzymanie spod moich pach i łopatek! konsekwencje? nie bede ojcem chrzestnym dla mojej siostry. zostanie nim moj brat - Kamil Łukasz FABIAN Kornacki. Lamus, udalo mu sie bez przeszkód. a ja wtedy cierpialem katusze i dalem sie rugac tej dziewicy w swetrze i czapce z wełny jesiotra. zostalem zgladzony najprostsza bronia: katolicka regułką , ktora w swej zawilosci jest nie do ogarniecia dla mlodej wiekiem osoby. moja rodzina, choc tego nie pokazuje, mysle ze nie jest dumna. ale ja nie cierpie zbytnio z tego powodu. tej starej babie odegram sie z w przyszłości w jakims tramwaju albo w kolejce. a z klerem i regułkami walczyc bede jeszcze nie raz. wprawdzie przegralem na wyjezdzie ale... dzis gramy u siebie! malo tego, wlasnie dostalem poczta moja nowa bron! dzis walka rozpoczyna sie na nowo. a bedzie to batalia na krzyże. ja mam krzyż od justice - wiec chyba bedzie srogo. Waters of Nazareth beda mnie bronic przed nawałnicą przykazań i potopem dogmatów z katechizmu. A Cross the Universe dzis w świątyni Gunthera i błogosławionej Hilde . WKS!!!
niedziela, 30 listopada 2008
rihanna, twoja stara pije wode z zelazka
jest niedziela. jest tez 9 rano. czuje sie jak w niebie. zadnych wyjazdow, zadnych pobudek o nietypowych porach. zadnej pracy. leze sobie na polkotapczanie z ikei i delektuje sie porankiem. przede mna dzis nadrabianie zaleglosci w szkole a potem troche robotek nad zaleglosciami w pracy (kurna wszedzie zaleglosci) ale jakos sie z tym uporam. w kazdym razie dzien wolny to sprawa czysto kozacka. jutro zas czeka mnie wielki dzien - biezmowanie!! bynajmniej nie dlatego ze pokochalem najswietsza panienke albo chce byc funky. czy slyszal ktos kiedys o biezmowaniu przymusowym. w mej rodzinie takowe sie zdarzaja! ide do bierzmowania bo mojej siostrze brakuje ojca chrzestnego do jej chrztu. czy mam nowa siostre??? niee. moja siostra jest wciaz ta sama popaprana dziewczynka w wieku lat osmiu. ale zblizajacy sie w jej zyciu okres komunijny spowodowal, ze moja siostra bedzie teraz chrzczona w trybie natychmiastowym i potrzebuje mnie za ojca chrzestnego. biezmowanie juz jutro w katedrze, zapraszam. czy bedzie fajnie? watpie ale co tam, przynajmniej nabede nowe imie, gunther!
no dobra, oprocz tego dobre wiesci, zima w gorach sie rozpoczela i to na dobre wiec czas na narty i deski i jabluszka i adama malysza w telewizji czesciej niz rihanna na esce. oo tu od razu musze dodac ze nasza (moja i hilde) ulubiona rihanna wydala nowego singla. jedno mam do powiedzenia. rihanna ty chuju, nie nadajesz sie nawet do kwaszenia kapusty i zawijaj sie z tym bam bam bi ram predko. no ale wracajc do gor...
sniegu opor, oczywiscie po czeskiej stronie, i bardzo dobrze. uwazam ze sniegu powinien miec wiecej ten kraj, co wiecej na niego zasluguje. nasze polskie orczyki, montowane za czasów bitwy pod raclawicami, gdzie zwykli wyjezdzac malorolni chlopi na rehabilitacje po urazach nerek, doznanych od ruskich bagnetow juz dawno nie daja rady. a do tego promocyjne ceny karnetów (jedyne 70zl na czarnej gorze) sprawiaja, ze z mila chcecia bede przygladal sie jak ten caly polski syf sie wywroci. za to w czechach pieknie, drzewa uginaja sie od sniegu, trasy przygotowane. jezdzilismy z adamem w poszukiwaniu miejsca na sylwestra. w miedzyczasie wpadlismy na smazony syr (obviously) i na opor browarow, a pozniej z powrotem do polski, gdzie poszlismy jeszcze na pizze, ktora prawdopodobnie jeszcze trawie.
co oprocz tego? no nie wiem, troche rutynowo. mialem jakies urodziny w zeszlym tygodniu wiec mielismy calkiem fajna kolacje z rodzina i znajomymi przy łiski i cygaretkach. bib malo (mentalcut wracaj predko do wroclawia!) ale brniemy do przodu, juz niebawem dotknie nas swiateczny nastroj i wszyscy beda sie milowac (tak jak to bywa w "teraz albo nigdy"). coca cola bedzie sie lala na swiatecznym stole i bedziemy mogli w koncu przebijac sie przez milion ludzi w naszych ulubionych mallach. ale poki co, planuje jak uszczesliwic swiat i w koncu zamordowac rihanne.
no dobra, oprocz tego dobre wiesci, zima w gorach sie rozpoczela i to na dobre wiec czas na narty i deski i jabluszka i adama malysza w telewizji czesciej niz rihanna na esce. oo tu od razu musze dodac ze nasza (moja i hilde) ulubiona rihanna wydala nowego singla. jedno mam do powiedzenia. rihanna ty chuju, nie nadajesz sie nawet do kwaszenia kapusty i zawijaj sie z tym bam bam bi ram predko. no ale wracajc do gor...
sniegu opor, oczywiscie po czeskiej stronie, i bardzo dobrze. uwazam ze sniegu powinien miec wiecej ten kraj, co wiecej na niego zasluguje. nasze polskie orczyki, montowane za czasów bitwy pod raclawicami, gdzie zwykli wyjezdzac malorolni chlopi na rehabilitacje po urazach nerek, doznanych od ruskich bagnetow juz dawno nie daja rady. a do tego promocyjne ceny karnetów (jedyne 70zl na czarnej gorze) sprawiaja, ze z mila chcecia bede przygladal sie jak ten caly polski syf sie wywroci. za to w czechach pieknie, drzewa uginaja sie od sniegu, trasy przygotowane. jezdzilismy z adamem w poszukiwaniu miejsca na sylwestra. w miedzyczasie wpadlismy na smazony syr (obviously) i na opor browarow, a pozniej z powrotem do polski, gdzie poszlismy jeszcze na pizze, ktora prawdopodobnie jeszcze trawie.
co oprocz tego? no nie wiem, troche rutynowo. mialem jakies urodziny w zeszlym tygodniu wiec mielismy calkiem fajna kolacje z rodzina i znajomymi przy łiski i cygaretkach. bib malo (mentalcut wracaj predko do wroclawia!) ale brniemy do przodu, juz niebawem dotknie nas swiateczny nastroj i wszyscy beda sie milowac (tak jak to bywa w "teraz albo nigdy"). coca cola bedzie sie lala na swiatecznym stole i bedziemy mogli w koncu przebijac sie przez milion ludzi w naszych ulubionych mallach. ale poki co, planuje jak uszczesliwic swiat i w koncu zamordowac rihanne.
poniedziałek, 24 listopada 2008
Ksero cyklop, Weitsprung und schwarze leute laufen
Wiadomo, że nic nie może być normalnie. Ostatni weekend należał do bolesnych. Kac był tylko jednym z powodów odczuwanych niedogodności.
Ale od początku
Ostatni tydzień obfitował w atrakcje. Uczestniczyliśmy w konferencji, dzięki której zostaniemy rentierami w niedługim czasie. O tym jak to zrobić wykładał nam bardzo kumaty koleżka, którego z Gutherem spotkaliśmy wracając z naszych wakacji. Był on na tyle super klawym gościem, że zabrał na stopa nas - 2 mega przetyranych, brodatych nastolatków do domu z Katowic do Wrocławia. O naszych podróżach na stopa jeszcze nie pisaliśmy, bo druga część naszych wakacji nie została jeszcze uwieczniona na blogu. Z mojej winy przyznam. W każdym razie, wniosek taki z tego, że warto na stopa podróżować, bo czasem zabiorą cię jacyś spoko ludzie i później możesz się nawet od nich nauczyć jak zostać bogatym.
Przez cały tydzień odbywał się również festiwal kina niemieckiego. Gunther und Hilde jako prawdziwie pruska para udali się czym prędzej do Heliosa, gdyż hańbą byłoby przegapić ów zacne wydarzenie. W czwartek mieliśmy okazję zobaczyć Olimpiadę Leni Riefenstahl, gdzie biegali sprinty szwarze leute. Nietłumaczony komentarz w języku of course niemieckim, czyli naszym ulubionym sprawił, że było momentami bardzo zabawnie. Robi wrażenie Olimpia, polecam, ale zarazem ostrzegam, bo można od tego dostać erozji rogówki, która jest zła i jeszcze w dodatku zaraźliwa. Najpierw jej ofiarą padł Piwko, potem ja - Hilde. Piwek mnie bezczelnie zaraził. Nie będę go więcej dotykać. Erozja jest bardzo bolesna i oznacza bycie ślepym przez cały dzień i nie ruszanie okiem, gdyż powoduje to spory ból. Tak wiec zdarzyło nam się z Piwkiem być cyklopami. Ja jestem ksero cyklopem bo odgapiłam erozję. Erozja jest do dupy, oznaczała dla mnie koniec imprez na tamten tydzień. Mogę z dumą przyznać, że 90% soboty i 80% niedzieli przespałam. Czuję się zmęczona spaniem i nie śpię już więcej, bo to nudne.
Ooooooo ten moment zdecydowanie musi znaleźć swe miejsce na blogu. Właśnie w tym momencie dowiedziałam się, że moja kochana koleżanka Marta z Głośnych powiła dziecię. Jest to zdecydowanie historyczna chwila. Mała Amelka waży 3100 i przyszła na świat dziś o 12 w południe. Jestem wzruszona bardzo. Rodzicom gratuluję i pociechy z pociechy życzę. Chyba już więcej nic dzisiaj nie napiszę, gdyż lekko rozchwiałam się emocjonalnie.
Ale od początku

Przez cały tydzień odbywał się również festiwal kina niemieckiego. Gunther und Hilde jako prawdziwie pruska para udali się czym prędzej do Heliosa, gdyż hańbą byłoby przegapić ów zacne wydarzenie. W czwartek mieliśmy okazję zobaczyć Olimpiadę Leni Riefenstahl, gdzie biegali sprinty szwarze leute. Nietłumaczony komentarz w języku of course niemieckim, czyli naszym ulubionym sprawił, że było momentami bardzo zabawnie. Robi wrażenie Olimpia, polecam, ale zarazem ostrzegam, bo można od tego dostać erozji rogówki, która jest zła i jeszcze w dodatku zaraźliwa. Najpierw jej ofiarą padł Piwko, potem ja - Hilde. Piwek mnie bezczelnie zaraził. Nie będę go więcej dotykać. Erozja jest bardzo bolesna i oznacza bycie ślepym przez cały dzień i nie ruszanie okiem, gdyż powoduje to spory ból. Tak wiec zdarzyło nam się z Piwkiem być cyklopami. Ja jestem ksero cyklopem bo odgapiłam erozję. Erozja jest do dupy, oznaczała dla mnie koniec imprez na tamten tydzień. Mogę z dumą przyznać, że 90% soboty i 80% niedzieli przespałam. Czuję się zmęczona spaniem i nie śpię już więcej, bo to nudne.
Ooooooo ten moment zdecydowanie musi znaleźć swe miejsce na blogu. Właśnie w tym momencie dowiedziałam się, że moja kochana koleżanka Marta z Głośnych powiła dziecię. Jest to zdecydowanie historyczna chwila. Mała Amelka waży 3100 i przyszła na świat dziś o 12 w południe. Jestem wzruszona bardzo. Rodzicom gratuluję i pociechy z pociechy życzę. Chyba już więcej nic dzisiaj nie napiszę, gdyż lekko rozchwiałam się emocjonalnie.
wtorek, 18 listopada 2008
Got her toes done up wit her finger nails matchin
Nails like whoa
Acrlyic base
Top all gold
Colors on my nails
To the paint on my toes
Stay fresh I'm accustomed to gold

Ostatnio Gutek robiąc porządki znalazł duużo fajnych zdjęć dokumentujących różne ciekawe wydarzenia. Jedno ze zdjęć bardzo mnie rozbawiło, przedstawiało bowiem paznokcie moich stópek pomalowane po raz PIERWSZY w życiu!!!! kolor.... uwaga oczojebny różowy. aaaaa jakie to wspaniałe pomysły mają nastolatki. Od tamtej pory zbyt wiele się nie zmieniło, dalej nie umiem malować paznokci, ani nożnych ani tym bardziej ręcznych. Co więcej (wiedzą to oczywiście wszyscy, którzy znają mnie nieco bliżej) jestem przewodniczącą klubu anty tipsa. Razem z Olą Makuch mamy taki uroczy klubik, w którym adorujemy swoje naturalne paznokcie i zwalczamy tipsiory ala Jolanta R. tudzież Doda. Prowadzimy również badania naukowe nad związkiem tipsa z ilorazem inteligencji. Przypuszczamy, że istnieje duża korelacja. Im dłuższe tipsy tym mniej oleju we łbie.
Podczas owych rozważań dotyczących płytki paznokcia przypałętał mi się do głowy pewnien kawałek. Klip to koszmar, który śni mi się po nocach. Kid Sister brakuje tylko zeza. Sami oceńcie.
Acrlyic base
Top all gold
Colors on my nails
To the paint on my toes
Stay fresh I'm accustomed to gold
Ostatnio Gutek robiąc porządki znalazł duużo fajnych zdjęć dokumentujących różne ciekawe wydarzenia. Jedno ze zdjęć bardzo mnie rozbawiło, przedstawiało bowiem paznokcie moich stópek pomalowane po raz PIERWSZY w życiu!!!! kolor.... uwaga oczojebny różowy. aaaaa jakie to wspaniałe pomysły mają nastolatki. Od tamtej pory zbyt wiele się nie zmieniło, dalej nie umiem malować paznokci, ani nożnych ani tym bardziej ręcznych. Co więcej (wiedzą to oczywiście wszyscy, którzy znają mnie nieco bliżej) jestem przewodniczącą klubu anty tipsa. Razem z Olą Makuch mamy taki uroczy klubik, w którym adorujemy swoje naturalne paznokcie i zwalczamy tipsiory ala Jolanta R. tudzież Doda. Prowadzimy również badania naukowe nad związkiem tipsa z ilorazem inteligencji. Przypuszczamy, że istnieje duża korelacja. Im dłuższe tipsy tym mniej oleju we łbie.
Podczas owych rozważań dotyczących płytki paznokcia przypałętał mi się do głowy pewnien kawałek. Klip to koszmar, który śni mi się po nocach. Kid Sister brakuje tylko zeza. Sami oceńcie.
piątek, 14 listopada 2008
silence of the lambs
mialem wczoraj okazje ogladac film pt. "czerwony smok". jednego smoka juz ogladalem z hopkinsem i nortonem. tamten byl miodem. ale wczoraj dorwalem dvd z ktorejs juz tam kolekcji filmowej gazety wyborczej. ku mojemu zdziwieniu w roli policjanta nie wcielal sie juz norton ale jakis penejro co sie nie znal na rzeczy, mial jakiegos niewydarzonego syna. ale nie byloby tak zle gdyby nie fakt ze lectera gral... nie wiem kto ale hopkinsem z pewnoscia nie byl. wygladal za to jak moj sprzedawca z warzywniaka. po prostu zgroza. jezeli ktos z hollywood mysli ze jak mi zamiast prawdziwego, zajebistego czerwonego smoka da mi jakas szmire z lat 80 i liczy na to ze moj sprzedawca z warzywniaka mnie przerazi i wzbudzi niepokoj to sie myli.
w kazdym razie segreguje teraz milion zdjec, ktore zrobilem z hilde na wakacjach i nawet wczesniej a nigdy nie mialem czasu zeby je uporzadkowac. dojrzalem tam wiele moich portretow, ktore sobie zrobilem w okresie wakacyjnym. wrzuce je teraz na siec i zatytuluje je cytatem od malenczuka:
wiec nie oceniaj mnie
bo choc wygladam na kawal wiesniaka
to jest ze mnie niezly jebaka

- pozycja wyjsciowa, jeden z pierwszych dni w norwegii, mily gladki i ogolony

- image po miesiacu w oslo

- image po 1,5 miesiaca w oslo

- image po 1,7 miesiaca w oslo...

- esencja polskiej sily roboczej na obcej ziemi, gunther und jedras fo real
wnioski z wyjazdu: norwegia psuje ludzi
w kazdym razie segreguje teraz milion zdjec, ktore zrobilem z hilde na wakacjach i nawet wczesniej a nigdy nie mialem czasu zeby je uporzadkowac. dojrzalem tam wiele moich portretow, ktore sobie zrobilem w okresie wakacyjnym. wrzuce je teraz na siec i zatytuluje je cytatem od malenczuka:
wiec nie oceniaj mnie
bo choc wygladam na kawal wiesniaka
to jest ze mnie niezly jebaka

- pozycja wyjsciowa, jeden z pierwszych dni w norwegii, mily gladki i ogolony

- image po miesiacu w oslo

- image po 1,5 miesiaca w oslo

- image po 1,7 miesiaca w oslo...

- esencja polskiej sily roboczej na obcej ziemi, gunther und jedras fo real
wnioski z wyjazdu: norwegia psuje ludzi
czwartek, 13 listopada 2008
Fred Astaire stepuje w moim uchu

Wczorajszy i dzisiejszy dzień dla mnie, czyli Hilde, upłynął pod znakiem Freda Astaira. Jutrzejszy pewnie też będzie taki. Mówię wam!!!! Nic nie poprawiam humoru w takie słabe, zimnie, śmierdzące jesienią dni. Fred jest najlepszy. Taniec z gwiazdami i inne takie badziewiaste programy, wysiadają jak tańczy Fred. To co wyczynia ten pan z czarno białych starych filmów... Prawdziwy dzikus. Zamienić się na życie ze Snoop Dogiem i zatańczyć z Fredem Astairem to moje największe marzenia nie do spełnienia oooooooo....
Czy ktoś słyszał o szkole stepowania? Ja bym się zapisała chętnie
wtorek, 11 listopada 2008
cmy jazzda
oporowa ilość postów, które pojawily sie w przeciagu ostatnich 2 dni jest spowodowane tylko i wyłącznie moją działalnością (znaczy sie gunthera). a bierze sie to z faktu bycia chorym, a do tego z faktu posiadania laptoka!!!! taaaaak! dobry handlowiec zasluzyl sobie na przenosny komputer i jego kozacki boss bez dwoch jedynek poszedl z nim do media marktu i kupil mu swiezutkiego compaq'a. jest piekny i lsni. a wiecie co jest najlepsze w laptokach??? ze mozna pisac posty siedzac na toalecie!!! muszla klozetowa jest absolutnym sprzymierzencem tworczych mysli klebiacych sie w glowie. no coz ale nie o tym ten post.
kto zna ĆMY? polski, instrumentalny projekt jazzowo hiphopowy. ci goscie co wydali jedna oficjalna plyte o nazwie "foggy style" - ktora uwazam za jedna z najlepszych polskich plyt wydanych w ostatniej dekadzie?? ci co nie wiedza to niech wiedza, ze caly trik sluchania ĆMÓW polegal na tym, ze chlopaków odpowiedzialnych za to cale zamieszanie jest dwóch. jednakże żaden z nich nigdy nie podał swojej prawdziwej tożsamości. siedzieli i tworzyli pod nicniemówiącymi pseudonimami. okres ukrywania sie dobiegł konca. chlopaki na sfojej stronie www odsłonili sie i powiedzieli kim sa. wprawdzie napisali o tym juz ze 3 miechy temu ale ja dotarlem do newsa dzis i nie ukrywam ze sie zdziwiłem! najwazniejszym kolezka odpowiedzialnym za muzyke ĆMÓW jest... YARO!!!! aaaaa! no i zajebiscie. mowcie o mnie co chcecie, ze jestem wiesniakiem ale ja YARO zawsze lubilem wiec ten dzien dedykuje tworczosci YARO. YARO jestes przekoniem i piona dla ciebie.
kto zna ĆMY? polski, instrumentalny projekt jazzowo hiphopowy. ci goscie co wydali jedna oficjalna plyte o nazwie "foggy style" - ktora uwazam za jedna z najlepszych polskich plyt wydanych w ostatniej dekadzie?? ci co nie wiedza to niech wiedza, ze caly trik sluchania ĆMÓW polegal na tym, ze chlopaków odpowiedzialnych za to cale zamieszanie jest dwóch. jednakże żaden z nich nigdy nie podał swojej prawdziwej tożsamości. siedzieli i tworzyli pod nicniemówiącymi pseudonimami. okres ukrywania sie dobiegł konca. chlopaki na sfojej stronie www odsłonili sie i powiedzieli kim sa. wprawdzie napisali o tym juz ze 3 miechy temu ale ja dotarlem do newsa dzis i nie ukrywam ze sie zdziwiłem! najwazniejszym kolezka odpowiedzialnym za muzyke ĆMÓW jest... YARO!!!! aaaaa! no i zajebiscie. mowcie o mnie co chcecie, ze jestem wiesniakiem ale ja YARO zawsze lubilem wiec ten dzien dedykuje tworczosci YARO. YARO jestes przekoniem i piona dla ciebie.
additionally
lezenia w lozku dzien drugi. diagnoza - goraczka mniejsza, w kosciach lamie mniej. gardło zas nakurwia do oporu i jest bardziej meczące niz plyta feel. program na dzien: obejrzenie kolejnej porcji filmow i kuszeta. choć cierpie to i tak mi troche nawet przyjemnie. po pierwsze dlatego ze jest to pierwszy od dlugiego czasu moment kiedy naprawdę moge sie obijać. bo wiadomo: praca daje siano, a szkola daje znizki w tramwajach i pociagach ale czasem mam chec tym wszystkim palnac o sciane i choc chwile sie poopierdalac.
a co robilem ostatnimi czasy: zglebialem tajemnice sprzedazy siatek na obcym terenie, balowalem we warszawie, balowalem z hilde we wroclawiu z ludzmi z warszawy i bialorusi, umarlem (juz bez hilde) na raka gruźlicy. ale po kolei:
poprzedni wtorek: szybkie pakowanie i wyjazd do kielc na targi. przyjechalem tam ok 17, szybko wypakowalem sprzet i wraz z ludzmi z krakowa zbudowalismy stoisko, nasz przyczółek sukcesu, enklawe siatek, krainę szczesliwosci. wieczorem transport do hotelu i kolacja w knajpie wloskiej o jakze nietypowej nazwie "ristorante". pozniej powrot do hotelu i wodka do 3 rano z jobmate'ami. wnioski: w mojej pracy nikt za kolnierz nie wylewa i pic z nimi czasem jest wrecz niebezpiecznie. 90% z nich jara fajki i prowadzi tryb zycia odlegly od sportowego ( jak sie pozniej okazalo jest to standard polskiej delegacji).
sroda: letki kac (w swietokorzyskiem nie ma kaca?!?), szybkie ogarniecie. kolega michal dowiaduje sie ode mnie przy sniadaniu, ze zanim poszedl spac, raczyl odwiedzic jeszcze nasza kolezanke ule i tryumfalnie wyrzygac sie do jej toalety a nastepnie udac sie na zasluzony i wywalczony spoczynek. sniadanie w tempie ekspresowym i teleportacja na targi. targi zorganizowane niezle. stoiska, blyszcza, hostessy sie usmiechaja. brakuje tylko jednego: odwiedzajacych. zatem 60 procent naszego czasu na targach spedzamy siedzac na dupach i pijac kawe. byl grzegorz lato, dobrze ze szedl daleko od naszego stoiska bo moglbym go zabic. poznym popoludniem, na zakonczenie dnia odbyl sie oficjalny bankiet. stroje bankietowiczów: garnitury i garsonki, żakiety i płaszcze. strój gunthera: spodnie z grubej bawełny, bluza clinic'a, kurtka ortalionowa od pull and bear'a (REPRESENT!). w kazdym razie po polaniu kilku kolejek ludziom siedzacym przy moim stole, okazalo sie ze rowny ze mnie gosc i nawet smieszny wiec warto ze mna gadac. wnioski po tamtejszym bankiecie: umiem juz rozpoznac dzialacza: działacz ma zawsze czerwona jape, krzaczastego wasa i wali mu z pod pachy. kazdy szanujacy sie dzialacz potrafi utrzymac w jednej dloni co najmniej 5 kieliszkow pełnych wodki, a jajko w majonezie naklada sobie rekami. Jest takze zawsze w pierwszym rzedzie kiedy podawany jest pieczony prosiak, nosi obciachowy garnitur w kolorze jasnym. no dobra, koniec juz o tych dzialaczach. z napchanymi brzuchami udalismy sie do hotelu aby sie przebrac a z tamtąd prosto do innego hotelu na najebke z ludzmi z firmy polsport ?!?!?!
czwartek: kac podobny do tego z dnia poprzedniego, targi tak samo puste jak dnia poprzedniego, zatem odbimbalem do 16 i zaczalem pakowac stoisko. bo trzeba bylo ruszyc nach warschau, a tam PKOL i kolejne tegoż tygodnia targi na ktorych koniec koncow nie dane mi bylo uczestniczyc. wnioski z trasy kielce - warszawa: cb radio ratuje dupe, mgla, deszcz i kac nie pomagaja w lepszym prowadzeniu fury, radio maryja ma kozackie przywitanie. a mianowicie:
słuchacz mówi: niech będzie pochwalony jezus chrystus i maryja zawsze dziewica
prezenter radiowy mówi: teraz i zawsze
do warszawy wpadlem poznym wieczorem i zaslepiony ostrymi swiatlami, bijacymi z ruchliwych ulic i skajskrejperów, błądząc ok godziny odnalazlem w koncu bemowo i hale sportowa z hotelem, gdzie czekal na mnie boss.
piatek: plan sie zagmatwal, smierc w rodzinie u szefa i nagle laduje w jego furze i wioze go do krakowa, z krakowa prosto w pociag do.... warszawy, a z warszawy mialem wracac juz do wroclawia. jednakze nigdzie mi sie nie spieszylo. zadzwonilem do necia i bucza, przetranspotowalem sie na natolin, gdzie uczcilismy wieczor calkiem godna domowka z faja wodna, łiski i innymi smakołykami.
sobota: z wawy prosto do szkoly, ze szkoly prosto na bibe, z biby prosto do lozka
niedziela: z lozka prosto do szkoly, ze szkoly prosto na bibe...
rano wstaje pukam faje, a potem do roboty
po trzydniowym melanzu nie mam na nic ochoty
jedyne co robie, uderzam na squaty
a po co? po blanty!
a za co? za fanty
od kogo? glosno powiedziec nie moge,
mowia do mnie gunther pozdrawiam zaloge...
sie zyje, sie zyje ema hahaha
a co robilem ostatnimi czasy: zglebialem tajemnice sprzedazy siatek na obcym terenie, balowalem we warszawie, balowalem z hilde we wroclawiu z ludzmi z warszawy i bialorusi, umarlem (juz bez hilde) na raka gruźlicy. ale po kolei:
poprzedni wtorek: szybkie pakowanie i wyjazd do kielc na targi. przyjechalem tam ok 17, szybko wypakowalem sprzet i wraz z ludzmi z krakowa zbudowalismy stoisko, nasz przyczółek sukcesu, enklawe siatek, krainę szczesliwosci. wieczorem transport do hotelu i kolacja w knajpie wloskiej o jakze nietypowej nazwie "ristorante". pozniej powrot do hotelu i wodka do 3 rano z jobmate'ami. wnioski: w mojej pracy nikt za kolnierz nie wylewa i pic z nimi czasem jest wrecz niebezpiecznie. 90% z nich jara fajki i prowadzi tryb zycia odlegly od sportowego ( jak sie pozniej okazalo jest to standard polskiej delegacji).
sroda: letki kac (w swietokorzyskiem nie ma kaca?!?), szybkie ogarniecie. kolega michal dowiaduje sie ode mnie przy sniadaniu, ze zanim poszedl spac, raczyl odwiedzic jeszcze nasza kolezanke ule i tryumfalnie wyrzygac sie do jej toalety a nastepnie udac sie na zasluzony i wywalczony spoczynek. sniadanie w tempie ekspresowym i teleportacja na targi. targi zorganizowane niezle. stoiska, blyszcza, hostessy sie usmiechaja. brakuje tylko jednego: odwiedzajacych. zatem 60 procent naszego czasu na targach spedzamy siedzac na dupach i pijac kawe. byl grzegorz lato, dobrze ze szedl daleko od naszego stoiska bo moglbym go zabic. poznym popoludniem, na zakonczenie dnia odbyl sie oficjalny bankiet. stroje bankietowiczów: garnitury i garsonki, żakiety i płaszcze. strój gunthera: spodnie z grubej bawełny, bluza clinic'a, kurtka ortalionowa od pull and bear'a (REPRESENT!). w kazdym razie po polaniu kilku kolejek ludziom siedzacym przy moim stole, okazalo sie ze rowny ze mnie gosc i nawet smieszny wiec warto ze mna gadac. wnioski po tamtejszym bankiecie: umiem juz rozpoznac dzialacza: działacz ma zawsze czerwona jape, krzaczastego wasa i wali mu z pod pachy. kazdy szanujacy sie dzialacz potrafi utrzymac w jednej dloni co najmniej 5 kieliszkow pełnych wodki, a jajko w majonezie naklada sobie rekami. Jest takze zawsze w pierwszym rzedzie kiedy podawany jest pieczony prosiak, nosi obciachowy garnitur w kolorze jasnym. no dobra, koniec juz o tych dzialaczach. z napchanymi brzuchami udalismy sie do hotelu aby sie przebrac a z tamtąd prosto do innego hotelu na najebke z ludzmi z firmy polsport ?!?!?!
czwartek: kac podobny do tego z dnia poprzedniego, targi tak samo puste jak dnia poprzedniego, zatem odbimbalem do 16 i zaczalem pakowac stoisko. bo trzeba bylo ruszyc nach warschau, a tam PKOL i kolejne tegoż tygodnia targi na ktorych koniec koncow nie dane mi bylo uczestniczyc. wnioski z trasy kielce - warszawa: cb radio ratuje dupe, mgla, deszcz i kac nie pomagaja w lepszym prowadzeniu fury, radio maryja ma kozackie przywitanie. a mianowicie:
słuchacz mówi: niech będzie pochwalony jezus chrystus i maryja zawsze dziewica
prezenter radiowy mówi: teraz i zawsze
do warszawy wpadlem poznym wieczorem i zaslepiony ostrymi swiatlami, bijacymi z ruchliwych ulic i skajskrejperów, błądząc ok godziny odnalazlem w koncu bemowo i hale sportowa z hotelem, gdzie czekal na mnie boss.
piatek: plan sie zagmatwal, smierc w rodzinie u szefa i nagle laduje w jego furze i wioze go do krakowa, z krakowa prosto w pociag do.... warszawy, a z warszawy mialem wracac juz do wroclawia. jednakze nigdzie mi sie nie spieszylo. zadzwonilem do necia i bucza, przetranspotowalem sie na natolin, gdzie uczcilismy wieczor calkiem godna domowka z faja wodna, łiski i innymi smakołykami.
sobota: z wawy prosto do szkoly, ze szkoly prosto na bibe, z biby prosto do lozka
niedziela: z lozka prosto do szkoly, ze szkoly prosto na bibe...
rano wstaje pukam faje, a potem do roboty
po trzydniowym melanzu nie mam na nic ochoty
jedyne co robie, uderzam na squaty
a po co? po blanty!
a za co? za fanty
od kogo? glosno powiedziec nie moge,
mowia do mnie gunther pozdrawiam zaloge...
sie zyje, sie zyje ema hahaha
poniedziałek, 10 listopada 2008
prze-kawal
autor : belmondo
typ: scenka tramwajowa
zastrzezenie: ta sytuacja wydarzyla sie na prawde
w polskim tramwaju tłok. na jednym z foteli siedzi murzyn. Obok niego stoi kobieta w ciąży i stara rura aka społeczniara. Murzyn dostrzega kobietę w ciąży i ustępuje jej miejsca. Wtem do akcji wkracza stara rura i mówi do niego:
- Co ty robisz?? U nas w Polsce to takim starszym kobietom jak ja ustępuje się miejsca.
a Murzyn niewzruszony jej na to:
- tak? a u nas w Afryka to się taką starą kurwę zjada.
komentarz: modlę sie do boga i najswiętszej panienki aby dane mi bylo zobaczyc kiedyś taka scenkę, a jeśli kiedykolwiek dowiem się jak na imię miał ten wspaniały murzyn/bohater, to choćbym miał przejechać do olsztyna, wsiądę do naszego wspaniałego pociągu, przyjdę do niego na chate i przybije mu najwyższą piątkę w mieście. Piątkę tak wysoką, że olsztyn takiej jeszcze nie widzial i jeszcze dlugo nie zobaczy...
typ: scenka tramwajowa
zastrzezenie: ta sytuacja wydarzyla sie na prawde
w polskim tramwaju tłok. na jednym z foteli siedzi murzyn. Obok niego stoi kobieta w ciąży i stara rura aka społeczniara. Murzyn dostrzega kobietę w ciąży i ustępuje jej miejsca. Wtem do akcji wkracza stara rura i mówi do niego:
- Co ty robisz?? U nas w Polsce to takim starszym kobietom jak ja ustępuje się miejsca.
a Murzyn niewzruszony jej na to:
- tak? a u nas w Afryka to się taką starą kurwę zjada.
komentarz: modlę sie do boga i najswiętszej panienki aby dane mi bylo zobaczyc kiedyś taka scenkę, a jeśli kiedykolwiek dowiem się jak na imię miał ten wspaniały murzyn/bohater, to choćbym miał przejechać do olsztyna, wsiądę do naszego wspaniałego pociągu, przyjdę do niego na chate i przybije mu najwyższą piątkę w mieście. Piątkę tak wysoką, że olsztyn takiej jeszcze nie widzial i jeszcze dlugo nie zobaczy...
nie mam wąsów
i wlasnie od tej informacji rozpoczne dzisiejszego posta. ogolilem sie. koniec zarostu przynajmniej na chwile, ma cera stala sie powabna i gladka a nad ustami nie figuruje nawet zalazek mych przekozackich wasów. pisze o tym z lekkim bolem, gdyz od dluzszego juz czasu wielka radosc przynosi mi eksperymentowanie ze swoim wygladem i w tej chwili przyznam ze kolaz gustownego ubioru z odrobina buractwa to piekna rzecz. jednakze pewnego dnia ujrzalem w sobie nutke podobienstwa do mojego dziadka, ktory to wiersze pisze o ziemi podlaskiej. i choc kocham go niczym wnuczek dziadka, to jednak upodabniac sie do niego jeszcze nie pora. no nie wazne, klamka zapadla, maszynka poszla w ruch, a listopad stal się oficjalnie miesiacem bez zarostu (takze pod pacha)wiec trzeba to jakos zniesc.
jesli chodzi o dodatkowe nowości na temat mojego ciala, to przyznac musze ze cierpie na dosc ciezka chorobe, a mianowicie jest to rak gruźlicy. nie nie, wcale sie nie przejezyczylem. nigdy nie bylem osoba, co to szczegolnie dba o swoje zdrowie, a fakt przeczytania wielu ksiazek o podrozach na syberie i walki ludzi z chlodem zawsze prowokowaly mnie do wprowadzenia tejze walki do naszej polskiej siermieznej rzeczywistosci. stad nie stronilem od paru lat od wychodzenia w zimie na spacer z psem w krotkich spodenkach i jeszcze pare innych. gruzlice mam juz od paru lat, uznalem to za pewnik i nauczylem sie z tym zyc. ale barwa kaszlu jaka teraz wydobywa sie z mojego ciala uświadomilo mnie, ze moja dolegliwość osiagnela wyzszy stopien ewolucyjny i dopadl mnie fatalny rak gruźlicy. nie jest latwo ale mam nadzieje ze sie wybronie z tego scierwa. odrzucam browary i wodke - bylo jej za duzo w pazdzierniku. odrzucam faje i cygaretki, blanty i pawelki, hot dogi z shella i zapiekanki z budki. czas naprawde wziasc sie za siebie bo jeszcze kupe koncertów do obejrzenia. tym samym oglaszam listopad miesiacem bez uzywek i wasa! now who's with me??
jesli chodzi o dodatkowe nowości na temat mojego ciala, to przyznac musze ze cierpie na dosc ciezka chorobe, a mianowicie jest to rak gruźlicy. nie nie, wcale sie nie przejezyczylem. nigdy nie bylem osoba, co to szczegolnie dba o swoje zdrowie, a fakt przeczytania wielu ksiazek o podrozach na syberie i walki ludzi z chlodem zawsze prowokowaly mnie do wprowadzenia tejze walki do naszej polskiej siermieznej rzeczywistosci. stad nie stronilem od paru lat od wychodzenia w zimie na spacer z psem w krotkich spodenkach i jeszcze pare innych. gruzlice mam juz od paru lat, uznalem to za pewnik i nauczylem sie z tym zyc. ale barwa kaszlu jaka teraz wydobywa sie z mojego ciala uświadomilo mnie, ze moja dolegliwość osiagnela wyzszy stopien ewolucyjny i dopadl mnie fatalny rak gruźlicy. nie jest latwo ale mam nadzieje ze sie wybronie z tego scierwa. odrzucam browary i wodke - bylo jej za duzo w pazdzierniku. odrzucam faje i cygaretki, blanty i pawelki, hot dogi z shella i zapiekanki z budki. czas naprawde wziasc sie za siebie bo jeszcze kupe koncertów do obejrzenia. tym samym oglaszam listopad miesiacem bez uzywek i wasa! now who's with me??
czwartek, 6 listopada 2008
James Bond is back! Taaaraaaaaa!!!!!!!!!

Ha! Jako wielbicielka boskiego Jamesa muszę się pochwalić, iż dokonałam pomyślnie rezerwacji biletów na jutrzejszą projekcję kolejnego odcinka jego mega przygód. Wiem, że dzisiejszy James nie jest już tym samym co przed laty (mam zdecydowanie większą słabość do sepleniącego Seana i powalającego Rogera, w sumie Pierce też dawał rade...... no dobra ten nowy też jest całkiem seksowny) Za dużo wybuchów jest teraz no i ten ostatni Bond taki jakiś był nie za bardzo Bondowy (jakieś emocje na twarzy się pojawiły, smutny był niekiedy, spocił się, zakochał .....nieeeeee no), niemniej jednak jaram się i ekscytuję TURBO! Aaaaaa!!!
Wspomnę jeszcze 2 słowa o poprzednim weekendzie zawierającym w sobie święto umarłych. Nadmienię z przyjemnością, bo następne 2 weekendy nie zapowiadają się fantastycznie ze względu na porażającą ilość godzin, które trzeba przesiedzieć w szkole używając mózgu.
No to tak, główną atrakcją święta zmarłych była wizytacja cioci Ferenz, która była uprzejma przyjechać ze swoją angielską Wiewiórką. Spoko Wiewórka jest. Ferenz nic się nie zmieniła. Jest dalej taka sama szalona i tyle samo, znaczy dużo bardzo mówi i dalej ją tak samo kocham.
W każdym razie musiało być super bo dnia następnego nawiedził mnie (i chyba nie tylko mnie) kac gigant. Nie było lekko bo przecież trzeba 1 XI udać się na przechadzkę między groby. Nasz stan ducha i ciała pozwolił na to dopiero około 23.30. Godzinę duchów spędziliśmy zatem we właściwym miejscu tego dnia. Duchy i wampiry okazały się jednak wyjątkowo sympatyczne, bo jak widać dalej żyjemy i wszyscy mamy wszystkie kończyny na miejscu.
Do newsów dodam jeszcze, że porzuciłam pracę w Novocainie. Hmmm.... tak wiem, ale szkoda. o nieeee, ale smutno. O boże i co ja teraz pocznę bidna. Ech... noo myślę, że jakoś se poradze może, jak już muszę.
Gutek sprzedaje siatki, jedyną odmianą jest to, że się odpalił na targi do Liroya do Kielc. Nie wiem czy Liroy potrzebuje siatki, ale może kupi.
No to tyle.
niedziela, 26 października 2008
poranek o 13
Noooo uczyniłam aktualizację na blogu kulinarnym mogę więc teraz udzielić się tu, mój chłopak mnie już letko pojeżdża, że niesfornie się migam i zwalam na niego całą czarna robotę. 
Ach i och! Mijający weekend był faktycznie obfity w atrakcje. Biorąc pod uwagę, że weekendów wolnych nie mamy za dużo, to nawet brak atrakcji jest dla nas atrakcją. Obudzić się o 13 mieć kaca i nic nie robić. Nie ma nic piękniejszego, prawda?
No, ale cofnijmy się nieco w czasie, bo kac musi mieć przecież swoją przyczynę.
Gunther zamieścił już retransmisję z pobytu w Berlinie, mogę tylko dopowiedzieć od siebie, że był to wyjazd eksploatujący. Pół piątku przespałam, wstałam, wykąpałam się, przyszedł z pracy mój chłopak, poszliśmy znowu spać i myślę, że nikt nie dawał wiary, że wstaniemy wieczorem po to, żeby znowu pójść na imprezę. Rodzice Kornaccy zakładali się o to czy uda nam się podnieść nasze zmarnowane ciała z łożka czy też nie. Ha! Udało się! I chyba dobrze, bo impreza była z tych baaaaaaardzo przaśnych.

Zaludniliśmy parkiet, troszkę potupaliśmy nóżkami i nagle, niespodziewanie zupełnie okazało się, że jest jakoś rano i trzeba do domu bo koguty pieją.
Mieliśmy tez przyjemność zamienić kilka zdań z panem Mentalkotkiem, odpowiedzialnym za całe to zamieszanie w Kamforze. Bardzo fajny jest Mentalkotek. Następnym razem jak odwiedzi Wrocław będziemy tak samo obecni na danceflorze.
W sobotę wstaliśmy o 13 :) i nic nie robiliśmy. Robiliśmy coś poza nic???? Gutek mówi, że nie. No to chyba nie. A w niedziele robiliśmy coś poza nic????? Też mówi nic. I co? I super.
Aaaa nie sory! Zrobiliśmy obiadek. Przepyszota. Zrobię później jeszcze jedną aktualizację na kulinarnym. W sobotę zasnęliśmy przed telepatorem objadając się popkornem. Każdy miał po misce. Ale to też można zaliczyć do nicnierobienia.
oh my god life is beautiful. Szkoda tylko, że jutro znowu głupi Poniedziałek. Zdecydowanie bardziej wolę poranki o 13 niż te o 7.

Ach i och! Mijający weekend był faktycznie obfity w atrakcje. Biorąc pod uwagę, że weekendów wolnych nie mamy za dużo, to nawet brak atrakcji jest dla nas atrakcją. Obudzić się o 13 mieć kaca i nic nie robić. Nie ma nic piękniejszego, prawda?
No, ale cofnijmy się nieco w czasie, bo kac musi mieć przecież swoją przyczynę.
Gunther zamieścił już retransmisję z pobytu w Berlinie, mogę tylko dopowiedzieć od siebie, że był to wyjazd eksploatujący. Pół piątku przespałam, wstałam, wykąpałam się, przyszedł z pracy mój chłopak, poszliśmy znowu spać i myślę, że nikt nie dawał wiary, że wstaniemy wieczorem po to, żeby znowu pójść na imprezę. Rodzice Kornaccy zakładali się o to czy uda nam się podnieść nasze zmarnowane ciała z łożka czy też nie. Ha! Udało się! I chyba dobrze, bo impreza była z tych baaaaaaardzo przaśnych.

Zaludniliśmy parkiet, troszkę potupaliśmy nóżkami i nagle, niespodziewanie zupełnie okazało się, że jest jakoś rano i trzeba do domu bo koguty pieją.
Mieliśmy tez przyjemność zamienić kilka zdań z panem Mentalkotkiem, odpowiedzialnym za całe to zamieszanie w Kamforze. Bardzo fajny jest Mentalkotek. Następnym razem jak odwiedzi Wrocław będziemy tak samo obecni na danceflorze.
W sobotę wstaliśmy o 13 :) i nic nie robiliśmy. Robiliśmy coś poza nic???? Gutek mówi, że nie. No to chyba nie. A w niedziele robiliśmy coś poza nic????? Też mówi nic. I co? I super.
Aaaa nie sory! Zrobiliśmy obiadek. Przepyszota. Zrobię później jeszcze jedną aktualizację na kulinarnym. W sobotę zasnęliśmy przed telepatorem objadając się popkornem. Każdy miał po misce. Ale to też można zaliczyć do nicnierobienia.
oh my god life is beautiful. Szkoda tylko, że jutro znowu głupi Poniedziałek. Zdecydowanie bardziej wolę poranki o 13 niż te o 7.
i love techno
niedziela, godzina 17 - na stare 18, mrok ogarnal wojszyckie blokowiska. ja dalej nie moge uwierzyc ze ten weekend dla mnie jak i dla mojej dziewczyny był absolutnie pozbawiony jakichkolwiek obowiazków i moglismy uskutecznic tak zwany lejdbak totalny - zupelnie zasluzony.
Po pierwsze. Zyjemy! Przetrwalismy trzesienie ziemi w Berlinie Wschodnim, ktore ufundowal nam Justice wraz z paroma kolegami z branży. Pojechalismy tam zaraz po pracy i pedzilismy autobanem szybciej niz motorowka Hulka Hogana polaczona z samochodem Davida Husselhoffa. Mielibysmy piekny czas gdyby nie wypadek pod berlinem, ktory zgrabnie po niemiecku zwie sie unfall. postalismy zatem w 6km stau i na lekkim styku dojechalismy do klubu. Pozniej klasycznie po polsku wodka w kolko z gwinta pod klubem, opor papierosow, pare idiotycznych zartow zwiazanych z jezykiem niemieckim (wunderbar!) i bylismy gotowi na porzadna dawke francuskiego techno. poziom frustracji lekko podniosla nam ogromna kolejka do wejscia, ktora prawie doprowadzila mnie do ataku niekonrolowanego szału. na szczescie wraz z przekroczeniem progu klubu Maria am Ufer usmiech pojawil mi sie na ustach i chyba juz nie zszedl do konca tego wieczoru. Zaczelo sie od seta Dj Mehdi, ktory zmiazdzyl nas ogromna energia i tempem jego szalonych kawalkow. naglosnienie bylo perfekcyjne, podloga drzala od basu a brudne przesterowane syntezatory przenikaly az do trabki eustachiusza naszych aparatów słuchowych. Gdy zas wyszli wasaci panowie z Justice - nogi nie pozwalaly sie zatrzymac. Ani razu nie puscili czegos takiego jak gorszy kawalek. Wszystkie byly tak samo zajebiste i wypierdzielaly z sandalow. Nie wiem jak to opisac. Wiem tylko jedno, oprocz produkcji, Justice sa tez bogami jako grajkowie imprez. Publika chlonela wszystko co zagrali, a czesto stawalismy sie uczestnikami wielkiego grupowego pogo, niczym na koncercie punkowym. Gdy skonczyli, nie mialem sily klaskac. Koszulki jakby z rzeki wyjete. Piwosz byl zroszony niczym borsuk. Adam mowil ze on juz chce do domu. Zatem zapakowalismy sie do naszych krazownikow i zachaczajac o tureckie budkowe specjaly (za 1,5 ojro) bezpiecznie dotarlismy do naszych domow. byla 6.20 kiedy otworzylem drzwi do chaty. pozostalo 35 min do wyjscia do pracy, potrzebowalem duzej ilosci mocy aby przetrwac dlugi piatkowy dzien roboczy. niestety cala moc zostala gdzies nad rzeka we wschodnim berlinie, a jedyne do czego bylem zdolny to sen. hilde farciara za to miala wolne i nie ukrywam ze jej zazdroscilem jak jasna cholera...
aaa zdjec oczywiscie nie ma bo przeciez zyjemy w XII wieku i do tego pochodzimy z bardzo biednego kraju, wiec nikt z naszej jakze skromnej ekipy DZIEWIECU osob nie zabral aparatu. well done Poland!
Po pierwsze. Zyjemy! Przetrwalismy trzesienie ziemi w Berlinie Wschodnim, ktore ufundowal nam Justice wraz z paroma kolegami z branży. Pojechalismy tam zaraz po pracy i pedzilismy autobanem szybciej niz motorowka Hulka Hogana polaczona z samochodem Davida Husselhoffa. Mielibysmy piekny czas gdyby nie wypadek pod berlinem, ktory zgrabnie po niemiecku zwie sie unfall. postalismy zatem w 6km stau i na lekkim styku dojechalismy do klubu. Pozniej klasycznie po polsku wodka w kolko z gwinta pod klubem, opor papierosow, pare idiotycznych zartow zwiazanych z jezykiem niemieckim (wunderbar!) i bylismy gotowi na porzadna dawke francuskiego techno. poziom frustracji lekko podniosla nam ogromna kolejka do wejscia, ktora prawie doprowadzila mnie do ataku niekonrolowanego szału. na szczescie wraz z przekroczeniem progu klubu Maria am Ufer usmiech pojawil mi sie na ustach i chyba juz nie zszedl do konca tego wieczoru. Zaczelo sie od seta Dj Mehdi, ktory zmiazdzyl nas ogromna energia i tempem jego szalonych kawalkow. naglosnienie bylo perfekcyjne, podloga drzala od basu a brudne przesterowane syntezatory przenikaly az do trabki eustachiusza naszych aparatów słuchowych. Gdy zas wyszli wasaci panowie z Justice - nogi nie pozwalaly sie zatrzymac. Ani razu nie puscili czegos takiego jak gorszy kawalek. Wszystkie byly tak samo zajebiste i wypierdzielaly z sandalow. Nie wiem jak to opisac. Wiem tylko jedno, oprocz produkcji, Justice sa tez bogami jako grajkowie imprez. Publika chlonela wszystko co zagrali, a czesto stawalismy sie uczestnikami wielkiego grupowego pogo, niczym na koncercie punkowym. Gdy skonczyli, nie mialem sily klaskac. Koszulki jakby z rzeki wyjete. Piwosz byl zroszony niczym borsuk. Adam mowil ze on juz chce do domu. Zatem zapakowalismy sie do naszych krazownikow i zachaczajac o tureckie budkowe specjaly (za 1,5 ojro) bezpiecznie dotarlismy do naszych domow. byla 6.20 kiedy otworzylem drzwi do chaty. pozostalo 35 min do wyjscia do pracy, potrzebowalem duzej ilosci mocy aby przetrwac dlugi piatkowy dzien roboczy. niestety cala moc zostala gdzies nad rzeka we wschodnim berlinie, a jedyne do czego bylem zdolny to sen. hilde farciara za to miala wolne i nie ukrywam ze jej zazdroscilem jak jasna cholera...
aaa zdjec oczywiscie nie ma bo przeciez zyjemy w XII wieku i do tego pochodzimy z bardzo biednego kraju, wiec nikt z naszej jakze skromnej ekipy DZIEWIECU osob nie zabral aparatu. well done Poland!
czwartek, 23 października 2008
internet killed the video star

odkryłem radio luz! albo innaczej, moja dziewczyna hilde powiedziala mi ze radio luz jest spoko i jej zaufalem. jak sie pozniej okazalo, warto jej czasem zaufac! choc radio ma slaba nazwe, a na dodatek jest z polibudy to na prawde daje rade. teraz siedze w pracy i zupełnie nie mam ochoty juz nic robic (pracownik roku!). wczoraj mialem nawet bibe pracownicza bo jedna dziewczynka z sekretariatu wziela i wyszla za mąż za jakiegoś kawalera na motocyklu. zastawila dlugi stol w magazynie i przyniosla poweselne jedzenie z wodka wlacznie. efekt tego byl taki ze sie lekko poskladalem i jadac tramwajem przespalem jeden przystanek i zaslinilem calkiem pokazny kawal szyby. no niewazne, dzisiejszy wpis tak na prawde dedykowany jest jednemu wydarzeniu. JUSTICE kurwa w Berlinie!!!!!!!! Czy Gunther und Hilde mogliby przepuscic taki koncert. No chyba nie za tego życia. Jak tylko wszyscy skoncza prace, to na pelnym artengo szybko do tramwaju i na ustawke z ekipa. W sklad ekipy wchodzą: M n' M, Piwko und Ania, Kamil und Ola, Adam, Anita i Halas. Przed nami 350km świeżo wybetonowanej autostrady, po której to Hitler zwykł jeździc, gdy chciał się Piasta napic i pojsc na dziewczyny na Lelewela. Bedzie dużo wąsatych panów, dziewczyn w popapranych koszulkach i 1-metrowy krzyż pulsujący do basów - jednym słowem ogień w szopie!. Dla tych co nie bedą, to niech se na jutubie sprawdza co sie bedzie działo! aaaaaaa juz jutro w kamforze mentalkotek i na pewno na parkiecie bedzie pełna rosa pod skrzydłem. sobota tez szykuje sie nie najgorzej. jesli przezyjemy najblizsze 3 dni to zdamy relacje z tego co sie dzialo. Let's get the party started right, let's get drunk and freaky fly...
środa, 15 października 2008
Urodziny bloga

Gutek mi wmawia, że urodziny bloga to jakiś specjalny dzień, ale ja sie z nim nie zgadzam i wolałabym, żeby świętować urodziny bloga w dzień po urodzinach bloga. Dziś nie mam siły na świętowanie bloga tym bardziej, że Gutek siejąc terror zmusił mnie żebym wypociła tu jakieś pompatyczne refleksje. A ja zawsze jak coś muszę to mnie boli. W bólach zatem zasiadłam przed monitorem. Pisząc o bólu jestem jak najbardziej serio bo pani Ala dziś rano na podskokach znęcała się nad moimi kończynami. W chwili obecnej mam duuuuuży problem aby nimi poruszać, boję się co to będzie jutro. A jutro muszę iść do pracy wspaniałej opartej głownie na poruszaniu. Nogi są bez sensu. Już dawno mówiłam, że mi przeszkadzają.
eeeeeeee nie wiem czego ten faszysta ode mnie oczekuje. co ja mam tu piać. Jakąś retrospekcje mam wymodzić czy co...
No to tak. Wszystko co się wydarzyło przez ostatni rok zostało z grubsza skrupulatnie opisane na blogu. Był Kraków, przeprowadzki , imprezy, wycieczki tu i tam. Jak ktoś nie pamięta odsyłam do archiwum. Blog nam towarzyszy wszędzie i zawsze, przy wszystkich ważnych wydarzeniach niczym TVN24. No i tak już pozostanie na wieki wieków.
A co do newsów to nadmienię tylko, że poza Mentalkotkiem jest jeszcze jedna atrakcja w nadchodzącym tygodniu. A w zasadzie to nawet dwie. Pierwsza to taka, że mam impreze pracowniczą i idę się nawalić za darmo i zintegrować z moimi kolegami i koleżankami z pracy (najlepsza na świecie jest ta praca, mówię wam, nigdy się nie zwolnię). Druga atrakcja to taki tam mały koncercik, na który się wybieramy do remizy 2 wsie dalej. Mam na myśli Justice w Berlinie. No i nikt nam nie zazdrości. HaHaHa!!!
No to ja idę sobie świętować urodziny bloga. Tak na prawdę o go lubię. Całkiem spoko jest nasz blog.
piątek, 10 października 2008
Monster Master is taking over

My friends from Finland! As I promissed this post is especially for you and most of all about you. Cause you were those who made our trip to finland so awesome. Before we had reached Helsinki we were so excited about it all that we decided to make a pre-party on a night cruise on a ferry from Stockholm to Helsinki. We did not buy ourselves a cabin so the more alcohol we drunk the more comfortable our night on the floor was. And it actually was pretty cosy. We bought tons of rum in a duty-free store and enjoyed staring at the sunset by the Swedish fiord. We fell asleep in front of the main entrance to the buffet next to a big flower that looked like a palm tree.

We came out of the ferry and the first nice thing we experienced was the sound of finnish language which is sort of a mixture of Mongolian and Hungarian with a swing of Russian (or maybe not. anyway to a couple of polish it sounds just fantastic). Luckily finland is bilingual so we could understand some of the road signs which were in finnish and swedish. We came down to the city center and took a lunch. We drunk some coffee with baileys and suddenly out of nowhere there was Joonas - the coolest ,the strongest and the funniest finn that was born since eino leino. He took us to his house in the poshest district of helsinki and greeted us with a shot glass of some fine Estonian vanilla vodka. Then his wife came and we could all happily spend a great afternoon together.





o obronie częstochowy, markowych ciuchach i wysokim stopniu alkoholizmu wsrod spoleczenstwa - M n' M jada do szwecji

No wyjazd wprawdzie był krótki bo tylko na 2 dni ale calkiem dynamiczny. Byłem dodatkowo podekscytowany bo przeciez jechałem w odwiedziny do mego klawego kumpla Phillipa z miasta, które w na każdym rogu pachnie volvo, ace of base, tytoniem do żucia i największą dumą Szwecji – hot dogami za zeta z IKEI – takie przynajmniej były moje wyobrażenia o Gothenburgu ale jak się okazało ace of base nie bardzo słuchają, Volwów tyle samo co gdzie indziej, a hot dogów za zeta chyba nie jadają (dziwnym jest, że naród nie korzysta ze swych największych przybytków).

No dobra, żeby zakończyć temat szminki, Gothenburg jest kolejnym miastem, który czerpie swe inspiracje architektoniczne od przedmiotów dziwnych. I w wyścigu europejskim chyba wygrywają jeśli chodzi o najbardziej pogiętą inspirację. W Londynie jest już ogórek. W Wawie powstanie żagiel od Libeskinda, we Wro – pudło rezonansowe - well done Europe! Wyścig trwa, ciekawe kiedy zaskocza nas 300 metrowym dziurkaczem ze szkła i marmuru.

Do rzeczy. Gothenburg jest śliczny. Przez 2 dni pogoda była lepsza niż w Bahrajnie i taka też mniej pustynna. Gothenburg słynie z ludzi dumnych ze swojego miasta (Gothenburg od zawsze poddaje się ostatni??) Tam jest fabryka samochodów, pięknie zaprojektowane getto dla imigrantów na obrzeżach miasta ( Fort Europa w pełnym wydaniu), do którego Szwedy raczej nie wpadają, centrum miasta przecinają kanały które zrobili mistrzowie tej dziedziny - Holendrzy.

Skandynawia – jak to ma w zwyczaju zabytkami nie grzeszy bo przecież jako taki rozwój cywilizacyjny większości tych terenów ( z paroma wyjątkami) datowany jest nie później niż 200 lat temu. Natomiast jeśli chodzi o bogate czynszówki i zabudowa śródmieścia to mają pare takich bulwarów, że i Paryż by się nie powstydził. Eklektyzm i secesja pełną parą. Klinkier, zdobione balkony, wielkie i ciężkie bramy wejściowe wala po oczach z każdej strony. Wrażenie robi w chuj wielki park rozrywki w środku miasta oraz przeogromny park, w którym zainstalowano pare basenów dla fok, pingwinów i wybiegi dla łosi. Zajebisty patent. Można zaprosic dziewczyne i powiedziec jej – Hej malenka, chodź zabiore cie na kawe i dobre ciastko, a pozniej pojdziemy do parku dokarmic pingwiny. Która by odmówiła? No nie mogę zapomnieć tez o dorocznym festiwalu kulturalnym, który akurat wtedy odbywał się na ulicach miasta. Tłumy ludzi wylało się tego weekendu na ulice, oglądając występy trup teatralnych, baskerów, grajków, performerów i innych penerów. Miasto zyło całą dobe i naprawde było w nim widać olbrzymi potencjał imprezowy. My zaś przechadzaliśmy się z Phillipem i jego Mariolą zwaną włoską Victorią i czilowaliśmy w mieście.


poniedziałek, 6 października 2008
ace of base on the dancefloor
ha wlasnie skonczylem nagrywac skladanke mojej siostrze. wrzucilem same jej ulubione hity: digitalism, justice, jamiroquai, maskinen, pete philly, brand new heavies itp. jak na 8 letnia sarne to chyba calkiem nie najgorzej z jej edukacja muzyczna. skutecznie tepie jakiekolwiek jej zapedy do sluchania piosenek, które podklepuja jej starsze kolezanki. w kazdym razie to nowy tydzien a zatem nowy post. co sie dzialo? jesli chdzi o ubiegly tydzien to od pn do piatku to rutyna po oporach. natomiast weekend calkiem udany. dostalem swoja pierwsza siatkowa pensje wiec nie omieszkalem spedzic calkiem konkretnej jej czesci na barowo-parkietowe szalenstwa piatkowej i sobotniej nocy. w piatek kamfora i bardzo przyjemna biba z polpascami w tle na twardych funkowo-elektronicznych bitach. zaczelismy u kamila i oli w ich nowym mieszkaniu (farciarze!), a potem do poznych godzin okupacja kamfo z adamem, basarem, kama, maslem i jeszcze paroma innymi. rano obudzilem sie i nie moglem sie nadziwic swoimi dziarami, ktorymi mnie przyozdobiono kiedym byl pod wplywem. na jednym przedramieniu mialem penisa i wiele obrazliwych okreslen napisanych wokol jader, natomiast na drugim mialem kotwice, ktora to wygladala podobnie do kluski slaskiej...
zatem kiedy w sobote wczesnym popoludniem ja czilowalem na chacie mloda pochlaniala wiedze w jej madrej szkole. ja zas upajalem sie sobota i nie moglem sie doczekac wieczoru. a wieczor zaczal sie u agaty i wasatego szczepana w ich pieknym mieszkaniu w samym centrum naszego miasta (kolejni farciarze!). pozniej szybka telepotacja do salvadora i wielki szok. ta slaba kanapowa karczma przerodzila sie tej nocy w naprawde konkretna imprezownie. salvador drzal na kazdym cenymetrze kw. scian i sufitow. tequilla po 5 zeta, totez we did not hesitate to drink like the vip's do. el barto i liam dali rade i cala sala kicala. pozniej nawet mielismy okazje wypic z nimi piwko i inne specyfiki i zabrac do drogi do mekki, gdzie pobawilismy sie przez chwilke. strasznie fajne te chlopaki, czekamy na ich powrot do wro. ja zas koniec nocy mialem dosc slaby bo doprowadzilem sie do stanu, gdzie alkohol zapanowal nad kazdym moim miesniem i musialem pokornie przytulic sie do lady na barze i czekac az moja dziewczyna wpakuje mnie do taksowki... niedziela nie byla latwym dniem do przejscia. no w kazdym razie weekend zdecydowanie zaliczamy do pozytywnych. gunther i hilde znow zdobyli troche swiata i nie boja sie patrzec w przyszlosc z uniesionymi glowami.
zatem kiedy w sobote wczesnym popoludniem ja czilowalem na chacie mloda pochlaniala wiedze w jej madrej szkole. ja zas upajalem sie sobota i nie moglem sie doczekac wieczoru. a wieczor zaczal sie u agaty i wasatego szczepana w ich pieknym mieszkaniu w samym centrum naszego miasta (kolejni farciarze!). pozniej szybka telepotacja do salvadora i wielki szok. ta slaba kanapowa karczma przerodzila sie tej nocy w naprawde konkretna imprezownie. salvador drzal na kazdym cenymetrze kw. scian i sufitow. tequilla po 5 zeta, totez we did not hesitate to drink like the vip's do. el barto i liam dali rade i cala sala kicala. pozniej nawet mielismy okazje wypic z nimi piwko i inne specyfiki i zabrac do drogi do mekki, gdzie pobawilismy sie przez chwilke. strasznie fajne te chlopaki, czekamy na ich powrot do wro. ja zas koniec nocy mialem dosc slaby bo doprowadzilem sie do stanu, gdzie alkohol zapanowal nad kazdym moim miesniem i musialem pokornie przytulic sie do lady na barze i czekac az moja dziewczyna wpakuje mnie do taksowki... niedziela nie byla latwym dniem do przejscia. no w kazdym razie weekend zdecydowanie zaliczamy do pozytywnych. gunther i hilde znow zdobyli troche swiata i nie boja sie patrzec w przyszlosc z uniesionymi glowami.
wtorek, 30 września 2008
od melanzu do melanzu - tutaj tak kazdy
9 rano, pije 3 kawe, na dworze dramat w najgorszym wydaniu. tkwie na obornickiej w firmie huck - wysławianej na całym świecie fabryce wysokiej jakości siatek, bezpiecznych dla środowiska i tak miękkich, że az chce się w nie wtulić. Firma założona w północnym Bambergu przez niejakiego Manfreda Huck’a , który rzecz oczywista zwykł mówić do ludzi: doncz ju fuk łiw huk, zbudował imperium siatek, wielkością porównywalne do tego, które zbudował darth vader w gwiezdnych wojnach (tak w ogóle to sprzedaliśmy Vaderowi troche siatek do ochrony konstrukcji , przy budowie gwiazdy śmierci). No za duzo już tych siatek. Choc dopiero wtorek to z utęsknieniem oczekuje najbliższej soboty bo będzie dobra mash upowa impreza z El Barto i Liamem B na czele. W ubiegły zaś weekend zdobyliśmy Osole – pieknie położona miejscowośc pod obornikami śl. gdzie zrobiliśmy niezla potańcówke na chacie babci hilde. Wypilismy kupe alkoholu, zrobiliśmy grilla, muzyka do oporu i wraz z ekipa pobalowalismy dlugo, az tak dlugo ze nikt nawet nie wie jak dlugo. W szczególności miło wspominam tance na ławie babci hilde, która prawdopodobnie stawia tam grzane mleko każdego poranka. Ewa nagrzała w kominku, tak ze w calej chacie temperatura była bliska piekłu. Włożyła tam ze 2 sosny i 3 topole. Ogień buchał jak szalony, a my zroszeni baunsowaliśmy przy Diplo. Szczególne wyrazy uznania składam Piwoszowi, który zdołał wypić przerażającą ilość alkoholu i nastukał się jak trzyha i choć jego ciało odmawiało mu współpracy i koniecznie chciało odpocząć w łóżku, to chęć dotrwania do afteru przezwyciężyła jego ubytki w siłach fizycznych i balował z nami prawie do końca. Troche narozrabialiśmy i było troche zniszczeń ale jak jest godna impreza, to i zniszczenia muszą być godne.
wtorek, 23 września 2008
komm mit mich nach papaya - wakacyjne reminessssentzje


Jedyne co maja do pozazdroszczenia to piekne polozenie na wzgorzach i nad zatoka. Nie ma co, srodek miasta jest w dolinie , a dzielnice sypialne leza na wzgorzach i otaczaja centrum.


piątek, 19 września 2008
kto nie na parkiecie ten gwalciciel
No dobra. Koniec tego dobrego. Koniec opierdalania i bycia biernym w sieci. Czas na wielki powrot w wielkim stylu, czas na regularne upgrade’owanie bloga i dosyc tego próżniaczego lenistwa. Nie było mnie tu dlugo bo proszę ja ciebie troche zamulam w pracy. No i walsnie praca praca to teraz mój pierwszy i jedyny temat do rozmow. Troche frustrujące. Musze się zajac troche bliżej sprawa pani Rutowicz bo z tego co wiem to niezla z niej swinia i każdy o niej mowi. Może kiedys wjade jej na chate i zlapie ja w siatke. Bo ci co nie wiedza to teraz dla odmiany pracuje w swiecie siatek i sprzedaje siatki. Ale to nie byle jakie kurna siatki. Bo to siatki bezwęzłowe, co oznacza ze pania Rutowicz a nawet taka pania Hanke Bielicka ( ta od kapeluszy) spokojnie można w nia zapakowac i na pewno się nie zerwie. Po prostu dobry produkt. Duma mojego szefa, który jest niezłym kozakiem. Jara 2 paczki fajek dziennie a ja jestem jego nadwornym komandosem. Jezdze w delegacje, kontroluje obiekty sportowe i w ogole. No dobra nie będę pisal tylko o swojej pracy bo mloda tez się nie obija i podbija kelnerski swiat w naszym malym wrocławskim restauracyjnym swiatku. Nie narzeka na to, pracuje z jakimis omklymi laskami, i dostaje napiwki od bananowcow, którzy maja duzo ciapy. Z tego co wiem to jest tak mila ze nawet nie sika do zupy. Nie sikanie do zupy jest teraz w cenie, proszę mi wierzyc na slowo. No wiec tyle o pracy. Co dalej?? Duzo planow. Nie wyprowadziliśmy się z domu wiec oszczędzamy srut na wyjazdy zagraniczne bo jeszcze nam malo. Pierwszy projekt to Budapeszt w październiku, kiedy to otrzymamy swoje pensje. Na Węgrzech mieszka mój wesoły znajomy o wdziecznym nazwisku Annus i mam zamiar go koniecznie nawiedzic. Oprocz tego to koniecznie koncerty. Może roots albo jakis Streets albo może Pete Philly w Berlinie. Nie wiadomo. Poki co na dworze trauma, nie ma wyjsc w plener. Trzon ekipy tzn. Adam, Piwosz i Ania na wyjazdach, wiec się letko zawieszamy w przestrzeni , czekajac na nadchodzące atrakcje. nastepne dwa posty tchna troche wakacyjnej bryzy, która ucieka z prędkością protonow albo chebronow albo wibratorow ( nie wiem jak to się nazywa, to cos co wpuścili pod ziemie w szwajcarskim laboratorium , żeby zbadac jak zbudowana jest materia, czyli urzeczywistnienie odwiecznej ludzkiej pasji do zbadania najgłębiej jak się da ludzkiego stolca, tak w ogole to ten sprzet się dzis zepsul , wiec nie wiem jak będzie z ta kupa) z naszego codziennego zycia. napomkne wiec troche o wakacjach i wrzuce wreszcie swoje portrety bo jest co podziwiac. Dobra opowieści o wakacjach nadchodza, to było takie preludium , jak to się mowi w jezyku operowym , takie Almette. Ten kto nie zna tego okreslenia, oznacza to ze nie zna zasad Survivalu. tyle narazie
Subskrybuj:
Posty (Atom)